Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Dom z widokiem na Pacyfik
Zwiń mapę
2012
26
lut

Dom z widokiem na Pacyfik

 
Tajlandia
Tajlandia, Ko Phangan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 33300 km
 
Nasz pobyt w Tajlandii, po dwóch miesiącach, zbliża się ku końcowi. Pomyśleć, że w pierwotnym planie podróży w ogóle nie braliśmy go pod uwagę! Coś jednak rzuciło nas dalej niż się spodziewaliśmy. Kto wie? Może ktoś umyślnie sprawił, że musieliśmy opuścić Malezję i wrócić tutaj? Wiemy już na pewno, że gdyby nie spędzony tu czas, ta podróż nie byłaby tą samą podróżą. Stało się tak za sprawą miejsca w jakim się znaleźliśmy. I o nim dzisiejsza opowieść.
Po gwałtownym opuszczeniu malajskiego domu szukaliśmy miejsca, w którym moglibyśmy odpocząć. Nie potrzebowaliśmy płatnej pracy. Wystarczyła nam w zupełności możliwość zatrzymania się gdzieś i niewydawania pieniędzy przez dwa miesiące. Na wysłane przez nas listy w sprawie wolontariatu dostaliśmy dwie odpowiedzi. Jedna z nich przyszła z ośrodka na tajskiej wyspie Kho Phangan. Zaopatrzeni w dwumiesięczną wizę, przed Nowym Rokiem zjawiliśmy się w resorcie „Monte Vista”, który stał się naszym domem.
Resort, ośrodek – jak to nazwać? Na szczycie wzgórza, kiedyś pokrytego gęstą dżunglą, stoją dwa duże domy i kilkanaście bungalowów. Może tu mieszkać jednocześnie dwadzieścia osób, choć taki tłum nigdy się tu nie zjawił. Zazwyczaj nie mieszka tu więcej niż pięć osób. „Monte Vista” to nie miejsce na zwykłe wczasy. Nazwijmy je detoksem lub centrum odnowy. Z całego świata przyjeżdżają tu ludzie, by oczyścić swój organizm za pomocą specjalnej diety lub wręcz głodówki, preparatów ziołowych, ćwiczeń fizycznych i zabiegów. Wszystko to w oparciu o zasady ajurwedy, hinduskiej wiedzy medycznej.
Właścicielami tego miejsca są Jackie i Andy, Amerykanka i Wenezuelczyk, którzy zaledwie kilka miesięcy wcześniej przejęli to miejsce od poprzednich gospodarzy. Przez długi czas „Monte Vistą” nie zajmował się nikt, naszym głównym zadaniem stało się więc ogarnięcie miejsc dla gości. Już pierwszy dzień pozytywnie nas nakręcił. Lista codziennych obowiązków i rzeczy do zrobienia była klarowna. Przez pięć dni w tygodniu pracujemy sprzątając bungalowy, pomagając w kuchni, naprawiając co popsute i wymieniając co zniszczone. W zamian otrzymaliśmy własny dom, wyżywienie oraz codzienne lekcje jogi. Chwilę zajęło nam „załapanie” jak to wszystko działa, a gdy się to udało, wzięliśmy „Monte Vistę” pod swoje skrzydła. Przynajmniej częściowo.
Centralną postacią tego miejsca jest Andy. Człowiek niezwykły. Nauczyciel jogi i przewodnik duchowy. Jego specjalnością są tajniki ludzkiego ciała i duszy, które z pasją przekazuje gościom i nam. Uwielbia mówić! Cierpliwy, spokojny, nawet gdy coś idzie nie po jego myśli, lubi planować. Jego ulubione słowa to „świadomość” i „uwaga”. Przypomina nam o nich zawsze w trakcie gimnastyki, popołudniowej medytacji czy dyskusji przy obiedzie. Podczas lekcji jogi radzi nam też, byśmy robili wszystko „affordless” („bez wysiłku” - jeszcze jedno ulubione słowo). Nie zawsze nam wychodzi.
Znakomicie uzupełnia go Jackie. Spokojna, uśmiechnięta, „do rany przyłóż”. Specjalistka od masażu ajurwedyjskiego. Towarzyszy jej Kian – trzyletnia latorośl Jackie. Żywe srebro, biegające ADHD, absorbujący nie tylko mamę ale i wszystkich dokoła. Wulkan energii, który potrafi utrzymać w ryzach jedynie zakaz spożywaniu cukru. Nie chcielibyśmy wiedzieć, jak zachowuje się nakarmiony słodyczami. Prawdopodobnie zamienia się w broń masowego rażenia.
Jednak bezsprzecznie najważniejszą pracująca tu osobą jest Puk. Puk pochodzi z północnej Tajlandii, mieszka jednak w „Monte Vista”, gdzie posiada własny domek. O ile bez nas miejsce to mogłoby przetrwać, a i bez Jackie lub Andy'ego działałoby pewnie jakiś czas, o tyle pozbawione opieki Puk nie przeżyłoby nawet 24 godzin. Tego jesteśmy pewni.
Puk to dobry duch „Monte Visty”. Jej królestwem jest kuchnia, w której wyczarowuje pyszne jedzenie dla gości i dla nas. Tego samego dnia możemy dzięki niej jeść europejskie naleśniki i tajskie curry, a nie jest łatwo przygotować posiłek dla kilku osób, z których każda może być właśnie na innej diecie... Mimo to kuchnia to dla Puk punkt honoru, dlatego często nie pozwala sobie pomagać. Przygotowuje też mikstury, którymi leczeni są goście, a w wolnych chwilach przerabia ananasy na wspaniały dżem, za którym szalejemy od chwili przybycia na wyspę. Umawia także pracowników z zewnątrz i negocjuje z nimi ceny, a gdy coś idzie nie tak przejmuje się kłopotami bardziej, niż właściciele. Po czterech latach pracy w tym miejscu zna je zresztą lepiej niż oni. Dowcipna i serdeczna, świetnie rozumie zachodni sposób myślenia. A gdy znajdzie wolną chwilę, potrafi znacząco mrugnąć okiem do któregoś z nas i za plecami Andy'ego podsunąć nam dodatkową porcję. Wzruszyła nas bardzo, gdy pewnego wieczoru wręczyła nam („Tylko nie pokazujcie nikomu!!!” - mówiła) świeżo upieczone ciasto. Jak tu nie kochać takiej osoby?
Najmniej ze wszystkich widoczny jest tajski ogrodnik, Juth. O nim wiemy niewiele. Mieszka na uboczu, w małym pokoju, zajmuje się głównie usuwaniem suchych liści z alejek. Od czasu do czasu przemyka więc gdzieś z grabiami, czasem widzimy go jak przewraca coś w garażu. Jest właścicielem fioletowego, oldschoolowego skutera. W innym języku niż tajski prawie nie mówi, porozumiewamy się więc głównie gestami lub za pośrednictwem Puk, której angielski, choć nieraz zabawny, jest na swój sposób absolutnie precyzyjny.
Język angielski w wykonaniu wielu Tajów to w ogóle świetna zabawa. Trudno to opisać – trzeba usłyszeć.
Na tym kończy się skromna lista pracowników, nie kończy jednak rejestr wszystkich stworzeń zamieszkujących to miejsce. Bez nich „Monte Vista” nie byłaby kompletna.
Kitty i Harry to udomowione tajskie koty. Najczęściej widzimy je wylegujące się osobno lub wspólnie na skrzynce kuchennego zasilacza, zazwyczaj w przedziwnej konfiguracji. Kitty opiekuje się Harrym myjąc mu futerko, on zaś odwzajemnia się partnerce spychaniem z miejsca, wyjadaniem jej karmy i biciem. Gdyby korzystały z Facebook'a, w swoim profilu napisałyby pewnie „jestem w skomplikowanym związku”.
Reszty menażerii dopełniają wszechobecne jaszczurki oraz gekony. Te ostatnie to w sumie też jaszczurki, ale nieraz większe od jamnika i długie na metr. Duże gekony żyją w okolicznej dżungli i spłoszone przez ludzi szybko znikają. Mniejsze gekony domowe chowają się za okiennicami i polują na pająki. Zazwyczaj są nieszkodliwe, chociaż kilka z nich buszowało przez długi czas po naszym poddaszu. Głośny tupot gekona budził nas często o szóstej rano (zazwyczaj Olę), co przyjmowaliśmy bez entuzjazmu. Ostatnimi z lokatorów są stada termitów wcinające drewniany dom, w którym mieści się kuchnia. Te wredne stworzenia wytępić może chyba jedynie zmiana klimatu i nowa epoka lodowcowa. Likwidujemy gniazda, sprzątamy trociny, a i tak regularnie słyszymy je skrzypiące gdzieś w głębi ścian.
Szybko zaprzyjaźniliśmy się z ludźmi żyjącymi w tym miejscu. Polubiliśmy też lokalizację. Mieszkanie na szczycie wzgórza ma tą kolosalną zaletę, że nawet najlżejszy podmuch wiatru dociera tu bez przeszkód. Kiedy leżące niżej zabudowania kąpią się w upale i wilgoci, do nas trafia wiatr znad morza. Naturalny przeciąg wygania też komary, których pełno lata u podnóża.
Prawdziwą energię tego miejsca tworzą jednak goście, przyjeżdżający tu na kilka-kilkanaście dni z całego świata. Każdy kto tu trafia szybko staje się jego częścią. Wspólne posiłki jemy na tarasie z widokiem na ocean, a jedzenie przeplata się często z opowieściami. Niektórzy przyjeżdżają tu odpocząć z dala od zgiełku miast, inni by zrzucić parę kilogramów nadwagi, niektórzy by uporządkować swoje myśli i znaleźć lepszy sposób na życie. Wiele osób dźwiga bagaż ciekawych doświadczeń o których dyskutujemy w tym miejscu. Fantastyczne jest, że nie ma wtedy pracownika, szefa, gościa i czujemy się w tym gronie jak starzy znajomi.
Już teraz wiemy, że naszą przystań w Tajlandii opuścimy jako trochę inni ludzie, dzięki takim właśnie rozmowom z Andy'm i naszymi gośćmi, popołudniowym spotkaniom na medytacjach. No i pewnie dzięki dużej ilości czasu jaką zyskaliśmy przyjeżdżając tutaj. Ze wszystkich miejsc w tej podróży „Monte Visty” będzie nam zdecydowanie mocno brakować!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
zula
zula - 2012-03-14 20:24
Widzę , że mam zaległości w czytaniu i ...wędrowaniu po azjatyckim szlaku !.
Cieszę się ,że udało Wam się pomieszkać , poznać ciekawych ludzi i popracować w " Monte Vista " . Zapewne to wspaniałe doświadczenie uczestniczyć w zajęciach jogi i medytacjach .
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013