Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Jak wyrobić wizy i nie zwariować (czyli „Świat jest pełen tępych biurokratów”)
Zwiń mapę
2011
21
lut

Jak wyrobić wizy i nie zwariować (czyli „Świat jest pełen tępych biurokratów”)

 
Iran
Iran, Teheran
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10574 km
 
Odwiedzającym naszego bloga jesteśmy winni wyjaśnienia i przeprosiny. Czytający uważnie być może zwrócili uwagę na powtarzające się tu i ówdzie zdania „po raz kolejny wróciliśmy do Teheranu” bez informowania po co i na co. I nie chodzi tu wcale o to, że zapałaliśmy jakimś szczególnym uczuciem do tego miasta, o czym móglby świadczyć fakt, że wracaliśmy do niego jeszcze 4 razy. Wracać do stolicy musieliśmy po to, by składać bardzo liczne odwiedziny w Ambasadzie Indii oraz w Ambasadzie Pakistatnu. By nie nudzić Was kolejnymi opisami jak to wstawaliśmy o 6.30 rano by wsiąść do zatłoczonego i powolnego teherańskiego metra, wysiąść na stacji Shahid Beheshti i udać się do Ambasady Indii i usłyszeć po raz kolejny „proszę przyjść za 3 dni”, nie opisywaliśmy tego za każdym razem, a postanowiliśmy spisać to wszystko w jednen artykuł. Być może ku przestrodze tych, którzy tak jak i my zaplanowali wyrobienie kolejnych wiz w Teheranie. Przepraszamy więc za ten pewny brak chrolologii w naszej blogowej opowieści.

Ambasada Indii: wizyta pierwsza i druga

Pierwsza wizyta w Ambasadzie Indii, podczas pierwszego pobytu w stolicy, nie zapowiadała nic szczególnego. Ot zwykła procedura składania formularzy, połączona z uzyskaniem listu polecającego z Ambasady RP, czyli zaświadczenia, że my to my i nasze paszporty są naprawdę nasze. Czyli tego samego dnia poza odwiedzeniem placówki indyjskiej odwiedzamy jeszcze polską, by zdobyć odpowiedni list. Następnego dnia składamy komplet dokumentów, płacimy za rozpatrzenie wniosku i dowiadujemy się, że mamy wrócić za 7 dni roboczych, czyli 9 dni… Dość długo, ale jeszcze się nie zrażamy. Pozytywne było dla nas to, że nie musieliśmy zostawiać naszych paszportów. Tego samego dnia więc udaliśmy się do Ambasady Pakistanu.

Ambasada Pakistanu: wizyta pierwsza

- Dzień Dobry, chcielibyśmy złożyć wniosek o wizę pakistańską.
- Nie możecie aplikować o wizę, bo te wydajemy tylko Irańczykom. Ten przepis istnieje od pół roku. Musicie mieć albo paszport irański albo zaświadczenie o pobycie. Zwykła wiza turystyczna, taka jaką posiadacie nie upoważnia do wydania Wam wizy pakistańskiej. Musicie i możecie aplikować tylko w swoim kraju

Hmmmm, no to świetnie. Mówimy, że wyjechaliśmy z Polski 3 miesiące temu i nie mogliśmy tam aplikować, bo wiza straciłaby ważność. „Z resztą byliśmy w Ambasadzie Pakistanu w Warszawie i tam nam właśnie to powiedziano i zalecono wyrobienie wizy w Teheranie” – kłamiemy. Pakistański „miś z okienka” (tak zaczęliśmy nazywać wszystkich urzędników) mówi, żebyśmy wrócili następnego dnia. Wtedy będziemy mogli spotkać się z konsulem i przedstawić naszą sprawę.

Ambasada Pakistanu: wizyta druga

Rano udajemy się do Ambasady Pakistanu, gdzie słyszymy od innego „misia”, że konsula nie ma, a jedyne co możemy w tej sytuacji zrobić, to dostać zaproszenie od kogoś z Pakistanu lub list polecający z naszej ambasady w Islamabadzie (to ostatnie jest oczywiście niemożliwe). I tu posuwamy się do działań zakulisowych, o których wybaczcie, ale naprawdę nie możemy napisać. Po protu uruchomiliśmy pewien kontakt, który otworzył nam tylne drzwi urzędu. Koniec końców tego samego dnia odwiedzamy jeszcze raz Ambasadę Pakistanu i spotykamy się z konsulem (który jednak jest) i dostajemy od niego obietnicę, że da nam wizy tylko najpierw musimy mieć wizę indyjską. „Przyjdzcie z wizą indyjską, a pakistańską dam Wam w jeden dzień” – mówi. Uff, czyli coś się uda. Zadowoleni możemy wykorzystać dni pozostałe do odbioru wizy indyjskiej i wtedy jedziemy na północ.

Po wizycie na północy wróciliśmy schorowani do Teheranu z nadzieją odebrania wiz indyjskich. Łukasz, którego zmogło bardziej niż mnie, został w domu. Zażyłam loperamid (inaczej by nie dało rady) i udałam się do Ambasady Indii. Acha, żeby nie było że jesteśmy jacyś nie bardzo rozgarnięci – oczywiście zadzwoniliśmy wcześniej do Ambasady. Powiedziano nam, by się tam tego dnia pojawić.

Ambasada Indii: wizyta trzecia

W Ambasadzie Indii dowiaduję się, że wiz nie możemy dostać, gdyż nie ma „clearence” z Ambasady Indii w Warszawie… Musimy czekać kolejne trzy dni, które przypadają razem z weekendem, czyli tak naprawdę pięć dni. Świetnie… Przyjmujemy to jednak jeszcze spokojnie i udajemy się na podbój Kaszan i Qom.

Po wizycie w tych dwóch miastach, wracamy po raz drugi do Teheranu.

Ambasada Indii: wizyta czwarta

Zgadnijcie co? Padają słowa będące chyba indyjskim wytrychem na wszelkie urzędowe niejasności: proszę przyjść za dni trzy dni. No to nas już strasznie denerwuje. Mówimy, że słyszymy to po raz kolejny i nie możemy czekać więcej, i żądamy spotkania z konsulem. I wtedy pojawia się nowy problem: „a tak w ogóle to nie możemy Wam i tak dać wiz, bo chciecie jechać lądem, a nasza ambasada wydaje wizy tylko na wjazdy samolotowe” mówi dziewczynka w okienku. Że co?! Po pierwsze, to świetnie że dowiadujemy się o tym tak późno od złożenia wniosków, a po drugie dzień wcześniej nasz kolega z Włoch odebrał swoją wizę do Indii, do których jedzie właśnie przez Pakistan (tu już nie kłamiemy!) Dziewczynka z okienka zaprzecza, by coś takiego miało miejsce. A jednak miało miejsce i to dzień wcześniej, i sam Alessio nas o tym poinformował. „To niemożliwe – utrzymuje pracowniczka ambasady. Musicie mieć bilet lotniczy”. Okey, chcecie biletu, to Wam go damy! Udajemy się do kafejki internetowej, gdzie robimy rezerwację przez internet. Oczywiście nie płacimy za przelot – wybieramy opcję przelewu. Gdy dostajemy na maila plan lotu, zręcznie preparujemy z tego wydruk „e-ticket” (Dzięki Ci Hubercie R. za pomysł!), który zawozimy do Ambasady. Dziewczynka z okienka upewnia się, że to bilet kupiony przez internet i dołącza go do naszych wniosków. Nie zapomina przy tym dodać: „Proszę przyjść za trzy dni”. Mówimy jej, no dobrze a jeśli przyjdziemy za te trzy dni i usłyszymy, że znowu nie ma dla nas wiz, to co? „To wtedy musicie wrócić do swojego kraju i tam apllikować”. O ty łajzo, dzięki za radę…

Kolejne trzy dni, kolejny weekend, który się zbliża – jedziemy więc do Isfahanu.

Jeszcze w Isfahanie czynimy różne kroki, by przyspieszyć wyrobienie naszych wiz. Skoro potrzebna jest jakaś „clearence” z Polski, to tam dzwonimy. Wierzcie, że zadzwonienie z Iranu za granicę nie jest proste. Można to zrobić przez skypa, który działa bardzo żadko, można też zrobić z centrum telefonicznego, które jest na przykład jedno w mieście. Można też z komórki. Wszystko dobrze, gdyby tylko w indyjskiej ambasadzie w Warszawie ktoś chciał podnieść słuchawkę. Ani razu nie udało nam się tam dodzwonić. Prosimy o pomoc moją siostrę, która jest na miejscu. Może jej się coś uda. Dzwonimy też do Teheranu, gdzie mówią nam byśmy pojawili się w niedzielę.

Ambasada Indii: wizyta piąta

Po kolejnej podróży nocnym autobusem pojawiamy się w ambasadzie Indii. Nasze nerwy są już naprawdę na granicy wytrzymałości, gdy po raz kolejny słyszymy, że mamy czekać kolejne trzy dni. Tego już za wiele! Powiedziano nam, żebyśmy przyszli właśnie tego dnia. Dostarczyliśmy nawet bilet. Tym razem już naprawdę zaczynamy się kłócic. Dziewczynka z okienka, ciągle gdzieś chodzi, ciągle wraca, a to każe nam czekać, a to wzywa do siebie. W końcu mówi, że czekaliśmy już trzy tygodnie więc prosi nas o to, byśmy poczekali jeszcze jeden dzień i przyszli nazajutrz.

Ambasada Indii: wizyta szósta

Idziemy do naszego okienka, z naszą panią. Już naprawdę nie wiemy co jej mówić. „To znowu my”, „Czy coś wiadomo?”. Po prostu dajemy jej nasze paszporty. Ona je bierze i oddaje z karteczką, na której jest napisane nazwisko konsula, z którym mamy się spotkać. To oznacza dla nas przełom w całym procesie. W końcu uda nam się spotkać z kimś decyzyjnym. Konsul jest miły, trzeba przyznać, jednak mówi, że musimy czekać kolejne trzy dni, bo nie ma żadnej odpowiedzi z Warszawy. Jednocześnie informuje nas, że go nie było, bo gdyby był, to nie musielibyśmy czekać tak długo, bo to on jest odpowiedzialny za podejmowanie „ryzykownych” decyzji. Wspaniale, a więc przez ostatnie trzy tygodnie pracownicy ambasady okłamywali nas, wiedzieli bowiem dobrze, że na konsula trzeba będzie czekać! Mówi jeszcze, że możemy przyjść następnego dnia. Jeżeli otrzymają to potwierdzenie z Warszawy, to wizy otrzymamy. Jak nie, to on wyda decyzję, ale to za trzy dni… Tego dnia wykonujemy kolejne telefony do Polski i do mojej siostry. Ta dzwoniąc w Warszawie nic nie zdołała zrobić, bo nikt nic nie wie i to nie tu powinna dzwonić. Wspaniale…

Ambasada Indii: wizyta siódma

Kursujemy pomiędzy okienkiem nr 2 a biurem konsula. W końcu wracamy do okienka, by tam zapłacić za wizy!!! Kto i jak podjął decyzję? W Polsce nikt nic nie otrzymał więc podejrzewamy, że konsul dam nam te wizy na odczepnego. Rano zostawiamy paszporty, by po południu odebrać wizy. Nasza radośc szybko znika, gdy dostrzegamy, że zamiast wizy wielokrotnej otrzymaliśmy jednorazowe i ważne tylko miesiąc. Zupełnie nie takie, o jakie prosiliśmy. Rzeczywiście, dano nam na odczepnego wizy standardowe dla turystów. Oznacza to, że już teraz możemy pożegnać sie z planowanym wyjazdem do Bangladeszu. Co gorsza, w Nepalu będziemy jeszcze raz aplikować o wizy indyjskie. Jeszcze raz to samo?! Trzymajcie za nas kciuki.

Okey. Skoro mamy wizy indyjskie, to możemy pojechać po pakistańskie. Tego dnia jest już jednak za późno, ambasada nie pracuje. Następny dzień to środa, w Iranie jest święto, ale nasza znajoma dzwoni do ambasady Pakistanu i dowiaduje się, że ta ma pracować.

Ambasada Pakistanu: wizyta trzecia

O poranku docieramy do ambasady, która wcale nie pracuje. Spotykamy przed nią naszego „misia”, który mówi, że gdyby nie święto, to by nam wyrobili te wizy w jeden dzień, ale nie mogą. W czartek i piątek nie pracują, bo to ich weekend i tym razem dodatkowo nie pracują też w sobotę. Czyli mamy wrócić w niedzielę… O rany, kolejna wyciczka gdzieś poza Teheran tym razem połączona z przedłużaniem wiz, które następnego dnia się skończą. Pada na Jazd.

Ambasada Pakistanu: wizyta czwarta

Gdy wracamy po raz czwarty do Teheranu, udajemy się do Ambasady Pakistanu gdzie składamy wnioski i słyszymy, że mamy przyjść za dwa dni. Dwa dni?! Mieliśmy przecież mieć wizy tego samego dnia, nawet nie planowaliśmy zostawać na noc w Teheranie, a teraz znowu będziemy musieli tu siedzieć? Na szczęście mamy znajomych, którzy nas przygarną. Oczywiście nie zmierzamy czekać dwóch dni i następnego dnia rano znowu tam się pojawiamy.

Ambasada Pakistanu: wizyta piąta

Gdy rano zjawiamy się w ambasadzie, nic nie udaje nam się zdziałać. Mamy czekać i tyle. Z resztą mają do nas numer więc nas poinformują. I rzeczywiście, po dwóch godzinach dostajemy telefon, że sam ambasador zaakceptował nasze wnioski! Niestety, zamiast wizy dwukrotnej, na której chcieliśmy przejechać przez Pakistan latem, dostajemy tranzytowe, ważne 10 dni. Cholera, nie tak miało to wyglądać. Nic jednak nie da się zrobić, urzędnicy wypełniają tylko polecenia swoich szefów w kraju. Mamy przyjść, zapłacić, zostawić paszporty i wrócić na 16. Po południu odbieramy nasze paszporty z wizą pakistańską. Możemy w końcu jechać dalej.

Podsumowanie

Wyrabianie wiz było dla nas bardzo uciążliwie i kosztowne. Ciągłe powroty do Teheranu pochłonęły sporą część budżetu. Mając ograniczony czas nawet nie próbowaliśmy podróżowania autostopem, czego bardzo żałujemy. Przez niedecyzyjność indyskich pracowników, którzy pod nieobecność swojego szefa nie mogli zadecydować o wydaniu nam wiz, musieliśmy też porzedłużać wizy irańskie, co kosztowało nas dodatkowe 70 dolarów. Tym, którzy zaplanowali podobną trasę i chcieliby chociażby dojechać lądem do Indii, zalecamy wyrobienie wizy pakistańskiej i indyjskiej w Polsce. Z pakistańską wiadomo, będą problemy, ale możemy śmiało powiedzieć, że w Teheranie jest to po prostu niemożliwe. My mieliśmy pomoc, bez której nie wiemy, co byśmy zrobili. Wiza indyjska też była problematyczna. Spotkaliśmy dziewczynę, która wyrabiała ją w Damaszku i też bardzo narzekała. Poznane osoby z Kanady czy Stanów też nie miały najlepszych wspomnień o całej procedurze wyrabiania wizy. Cóż, może to taka cecha charakterystyczna dla wszystkich indyjskich placówek. A jeśli nie uda Wam się dostać wizy do pakistanu pozostaje wariant morski. Niektórzy płyną promem z Iranu do Indii przez Dubaj, ale to spore koszty (około 250$), choć też ewentualny pomysł na trasę. Inny wariant, dłuższy, to dostanie się do Pakistanu przez Chiny. Dowiedzieliśmy się, że na tej granicy wizę pakistańską otrzymuje się na przejściu, bez żadnych problemów – poznaliśmy kogoś, kto tak zrobił dosłownie miesiąc temu i powiedział nam, że jest to najłatwiejszy sposób by wjechać do Pakistanu. Był tam dwa miesiące.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
zula
zula - 2011-03-05 14:11
...raz,dwa,trzy...sześć...osiem...razu do Ambasady !!!
Jesteście uparci i w tym tkwi Wasz życiowy sukces ! BRAWO
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013