Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Żar tropików
Zwiń mapę
2010
06
gru

Żar tropików

 
Liban
Liban, Jbeil
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6854 km
 
Po przejechaniu granicy syryjsko-libańskiej wjechaliśmy w kompletną ciemność. Jechaliśmy drogą, przy której nie paliła się żadna latarnia. Co jakiś czas mijaliśmy posterunki wojskowe, a jedyne światło, jakie do nas dochodziło, to to z mijających nas samochodów. Teraz już wiemy, że bardzo często zdarza się tutaj wyłączanie prądu i już nas nie dziwi znalezienie się nagle na nieoświetlonej drodze. Pierwsze wrażenie było jednak naprawdę „z dreszczykiem”.

Nowy kraj, nowa rzeczywistość i to jeszcze po ciemku. Nie chcieliśmy więc od razu jechać do Bejrutu, szczególnie że ma sławę jednego z najdroższych miast w okolicy. Wybraliśmy więc kemping w małej miejscowości Amchit. To nie jest tak, że w Libanie jest wiele pól kempingowych – „Amchit les Colombes” jest podobno jednym z trzech w całym kraju. Pojechaliśmy więc bardziej na południe niż planowaliśmy, by przenocować właśnie tam, ale możemy śmiało wyznać: było warto!

Gdy dojechaliśmy do Amchit, tuż przed Jbeil (Byblos), prąd już był. Pierwsze wrażenie kraju w zupełnej ciemności więc ustąpiło, a tym co w drugiej kolejności przykuło naszą uwagę były bardzo, bardzo liczne przydroże kapliczki z krzyżami oraz wielkie samochody osobowo-terenowe, np.: Range Rover.

Z przejeżdżające obok nas właśnie takiego samochodu wychyliła się młoda i bardzo ładna dziewczyna i zapytała, czy potrzebujemy pomocy, po czym pokierowała na kemping. Po drodze, w sklepie spożywczym sprzedawca, nie tak młody i ładny jak owa dziewczyna, ale równie sympatyczny, nie ukrywał, że miło mu się zrobiło na wieść, że przyjechaliśmy tu na dwa tygodnie, a nie na 3-4 dni. Tu też na naszych oczach sprawdziło się to, o czym czytaliśmy, ale nie mieliśmy pewności, że tak właśnie będzie – tak, w Libanie naprawdę można płacić w amerykańskich dolarach.

Kemping oczywiście mógłby być tańszy (cena za osobę w namiocie to 10000 LL – ok. 20 zł; tak, za osobę, nie za namiot, niestety) ale w jego cenie mieliśmy:

-równe miejsce pod namiot

-prysznic z ciepłą wodą

-kuchnię do naszej dyspozycji

-pierwszą w życiu kąpiel w Morzu Śródziemnym (Ola)

-pierwsze próby wstępu do nurkowania (Ola)

-”plażę” i dwa szezlongi tylko dla siebie

-widok za milion dolarów

Zostaliśmy na trzy noce.

Sam Jbeil (lub Byblos jak kto woli) jest małym miasteczkiem, przewodnikowym „must-see place”, które słynie ze swojej historii, ruin oraz niezaprzeczalnego uroku! Rzekomo najstarsze, stale zamieszkiwane miejsce, oferuje ciekawym świata podróżnym m.in. rzymskie ruiny, twierdzę krzyżowców czy malowniczy port, w którym ładowano na statki zmierzające do Egiptu papirus czy słynne libańskie cedry. Itp, itd…

Dla nas jednak najciekawszą atrakcją był właśnie „nasz” kemping, gdzie po Syrii mogliśmy naprawdę odpocząć.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
zula
zula - 2011-02-11 12:36
Warto więc odpocząć w otoczeniu "miliona dolarów " !!! pozdrawiam ...bez miliona
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013