Po opuszczeniu gościnnej doliny w górach Nur Daglari (na syryjskich mapach – Al Amanos) dotarliśmy na przedmieścia Antakii. Po chwili zatrzymała się przy nas ciężarówka, której szofer zaprosił do środka. Plecaki mielismy wypchane, a na pace samochodu było mnóstwo miejsca, on jednak kazał nam wsiąść razem z nimi. Może miał w tym swój cel? Po kilku minutach jazdy Ola poczuła nagle coś dziwnego. Nasz kierowca najzwyczajniej w świecie podszczypywał ją w udo. Natychmiast kazała mu stanąć i czym prędzej opuściliśmy szoferkę. Nasz pierwszy taki przypadek w czasie całej podróży! Od tej pory postanowiliśmy mieć się na baczności, siadając tak, by męska część drużyny była bliżej prowadzącego.
Może jednak Turcja nas lubi? Gdy zaczęliśmy iść poboczem zakurzonej drogi, kilkaset metrów dalej zatrzymała się betoniarka. Z kabiny wychylił się młody chłopak, z uśmiechem wręczył Oli kwiaty i… odjechał. Tak oto dobre i złe rzeczy mieszają się na naszej drodze.
Kolejny stop w stronę granicy to spotkanie z Jusufem, który zawiózł nas do małej, nieobecnej nawet na mapie wioski, gdzie w towarzystwie jego prześlicznych córek zjedliśmy wspaniały obiad. Dzięki pomocy naszego gospodarza złapaliśmy na drodze syryjskiego kierowcę taksówki, który za 30 lirów (~ 60 zł) zgodził się zawieźć nas do Aleppo (niestety nie jest to najlepsza cena ). Pomógł nam także w załatwieniu formalności granicznych, które, kiedy posiada się wizę, sprowadzają się do wypełnienia maleńkiego druczku w biurze straży granicznej. Od razu porada praktyczna – wizy do Syrii można wyrobić na przejściu granicznym, jednak jest to wiza jednokrotna i na dwa tygonie.
Godzinę później byliśmy już w Aleppo, gdzie zostaliśmy przekazani w ręce kolejnego taksówkarza, mającego zawieść nas do centrum. Po drodze okazało się, że żaden z bankomatów na naszej drodze nie akceptuje naszej karty! Kierowca przyjął od nas w końcu tureckie liry. Niepotrzebnie zdradziliśmy się z ilością posiadanej gotówki, gdyż za krótki kurs po mieście wziął od nas 20 lirów. Wkurzeni na naciągacza wysiedliśmy na Saadullah Sqare, gdzie mieliśmy umówione spotkanie z poznanym przez internet Jasirem.
A więc jesteśmy w Syrii. Pierwszym arabskim kraju na naszej drodze, po raz pierwszy na Bliskim Wschodzie. Dotarcie tutaj kosztowało nas nieco trudu, ale mamy nadzieję, że było warto!