Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Przystanek - Lwów
Zwiń mapę
2010
26
paź

Przystanek - Lwów

 
Ukraina
Ukraina, Lviv
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3698 km
 
Autobus do Lwowa pełen był pasażerów, w większości Ukraińców wracających do kraju. Podróż minęła szybko, choć sen w ciasnych siedzeniach nie był przyjemny. Nawet na przejściu w Mościskach/Szeginii trwała zaledwie półtorej godziny. Pamiętając wyjazdy na Ukrainę nastawialiśmy się na dłuższy pobyt w tym miejscu. Intensywne “czesanie” autokarów odbywa się tam jednak w drugą stronę, kiedy to polska straż stara się namierzyć różne, nie zawsze legalne przedmioty, przewożone zza wschodniej granicy. Gdy wjechaliśmy na teren Ukrainy była 5.00 i już półtorej godziny później byliśmy we Lwowie.

Miasto zaskoczyło nas swoją urodą. No, może przede wszystkim mnie :) Z pierwszego (i ostatniego) pobytu w tym mieście w 2003 roku, zapamiętałem stare, zaniedbane budynki, z których tynk sypał się płatami. Teraz wiele z tego, co kiedyś błagało o renowację doczekało się odnowienia i zabytkowe kamienice w okolicach dworca kolejowego jaśniały często nowym blaskiem. Na ulicach pozostawiono czarną kostkę, zachowano też stare tory tramwajowe. Powstały tym sposobem interesujące kompozycje graficzne, z których jedną możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej:

Trafiliśmy do Lwowa w niedzielę. Całe miasto ogarnęła gorączka zbliżających się wyborów samorządowych. Ulice pełne były plakatów i billboardów, z których patrzyły twarze kandydatów. Ulicami jeździły samochody i skutery z zatkniętymi flagami partii. Agitacja wyborcza odbywała się nawet przed kościołami, gdzie na wychodzących z mszy wiernych czekali rozdawacze ulotek i baloników. Rzecz, nawet w Polsce, raczej niespotykana. Bywało, że pod tą samą świątynią gardłowało kilka grupek aktywistów, każda z innej partii. Odróżniały ich tylko kolory ulotek i balonów. Także autobusy miejskie pełne były haseł i portretów, z których jeden kazał nam zastanowić się w jakim kraju właściwie jesteśmy?

W trakcie włóczęgi ulicami miasta udało nam się wykorzystać piknik jaki zorganizowała w pobliżu Starego Miasta “Nasza Ukraina”. Z głośników łomotała muzyka i odbywały się zawody w jedzeniu pierogów na czas, a przebrani w ludowe stroje wodzireje zabawiali przybyłych lwowian. Pod pomarańczowymi flagami zwolennicy Julii Tymoszenko rozdawali darmowy poczęstunek. Po kilku godzinach zwiedzania byliśmy już nieco głodni, gdy więc dostrzegliśmy tą okazję spojrzeliśmy po sobie znacząco, stwierdzając “jeśli dziading – to po maksie!”. Każdy chętny otrzymywał talerz zupy i kromkę chleba z plasterkiem słoniny i czosnkiem, dania prawdziwie ukraińskiej kuchni. Trudno powiedzieć jaką polewkę dostaliśmy – był to rodzaj krupniku, z pływającymi w nim kawałkami niejadalnego mięsa. Danie było niewiarygodnie wprost tłuste, co zabiło nasz głód na długo.

Nie samym jedzeniem jednak człowiek żyje. Jeszcze nad ranem kupiliśmy bilety na wieczorny pociąg, który miał zawieść nas do Sołotwiny, miasteczka na granicy rumuńskiej. Bilety na 15-godzinną podróż w kuszetce kosztowały po 55 hrywien (około 22 zł). Mieliśmy więc cały dzień na swobodną włóczęgę ulicami miasta. Wchodziliśmy do świątyń i zaglądaliśmy w małe zaułki. Oli szczególnie zależało na odwiedzeniu kościoła ormiańskiego, ukrytego nieco wśród kamienic. Świątynia schowana była za rusztowaniami, w sąsiedztwie dużej cerkwi, była jednak najpiękniejszym miejscem jakie widzieliśmy tego dnia. Jeśli traficie kiedyś na lwowską starówkę koniecznie tam zawitajcie! Wnętrze pokryte jest piękną polichromią pełną polskojęzycznych napisów. Trafiliśmy tam chyba krótko po mszy, gdyż nawę wypełniał dym kadzideł, na którym przepięknie załamywało się światło. Dziesiątki małych świeczek i modlący się wierni tworzyli wewnątrz niezwykły nastrój.

Odkryliśmy także dwa bazary. Jeden z nich, nieduży, obstawili handlarze staroci. Poza medalami z czasów ZSRR można tam było znaleźć również polskie książki z lat 30., banknoty, a także polskojęzyczne “gadzinówki” z okresu okupacji. Największym zaskoczeniem były dla mnie znaczki pocztowe ze swastyką i portretem Führera…

Dzień zakończyły problemy techniczne. Zabrany przez nas z domu modem, zapewniający bezprzewodowy dostęp do sieci, niestety nie chce odpalić. Jesteśmy więc skazani na kafejki internetowe i szukanie darmowych punktów dostępu. Stąd drobne opóźnienie w publikacji niniejszego wpisu. Na szczęście to drobiazg. Wieczorem wsiedliśmy do pociągu odjeżdżającego z Lwowa na południe, z mocnym postanowieniem wyspania się po męczącej podróży z Polski.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013