Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Chleb ich powszedni
Zwiń mapę
2012
07
wrz

Chleb ich powszedni

 
Tadżykistan
Tadżykistan, Khujand
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 49199 km
 
W drodze z Duszanbe na północ bardzo pomocni okazali się kierowcy ciężarówek. Całymi godzinami jechaliśmy po kiepskiej (czasem wręcz fatalnej i niebezpiecznej) drodze przez Góry Fańskie. Kończył się Ramadan, czas postu, mój kierowca nic nie jadł i nie pił cały dzień, i drżałem na myśl, że może zasłabnąć i zjechać samochodem w kilometrową przepaść. Przejechaliśmy cało, choć widok leżących poniżej drogi resztek samochodów i stojące przy drodze tablice ku pamięci ich kierowców skłaniały do ponurych myśli.

W nocy dojechałem do Istaravszanu. Miasto jest nieduże i trudno znaleźć w nim coś ciekawego, było jednak miejscem jednego z najciekawszych spotkań w Tadżykistanie. Szwendałem się po bazarze, próbując robić zdjęcia, gdy z daleka machnął na mnie mężczyzna w czarnej muzułmańskiej czapeczce. Podszedłem i ani się obejrzałem, jak spędziłem trzy godziny przyglądając się jego pracy i słuchając jego opowieści.

„Nazywam się Abror i mieszkam w Istaravszanie. Pracuję na tym bazarze. To mój średni syn. Jest ich trzech: najstarszy ma 21 lat, średni chodzi do piątej klasy, najmłodszy do trzeciej. Starszy zdążył już uciec z domu, ale z dwóch młodszych mam całkiem niezłych pomocników. To nasza piekarnia, codziennie rano rozpalam w piecu i robię lepioszki, nasze okrągłe chleby. Próbowałeś? No pewnie, że próbowałeś, ale naszej jeszcze nie! Na, trzymaj, jedz! Smaczny? No, to znakomicie. To nasz tradycyjny chleb. W Europie czy w Rosji chyba takiego nie znajdziesz? U was robi się tylko bochenki i wsuwa do pieca, a tu jest zupełnie inaczej. Trzymaj jeszcze arbuza i jedz!

Ten piec to tandyr. Stawia się go z takiego materiału jak dom, gliny mieszanej z wiórami słomy. Potem czeka aż wyschnie i rozpala ogień. Poniżej jest miejsce na węgiel którym opala się piec. Glina dobrze izoluje, możesz dotknąć zewnętrznej ściany i nie poczujesz ani odrobiny ciepła, choć w środku jest żar. Czasem tandyr ma okrągły otwór od góry i chleb wkłada się do niego wsuwając rękę. Tu wejście jest duże, trzeba wejść do niego prawie całym. Biorę gotowy chleb, zwilżam go odrobinę wodą i przyklejam do wewnętrznej ściany pieca. Po kilku minutach będzie gotowy. Ile? Ze sto stopni! Dużo? Wchodzę tam tylko na chwilę, byle tylko włożyć tam lepioszkę i już uciekam. Jest gorąco, ale da się znieść. To nasz tradycyjny sposób.

Każdego dnia pieczemy dokładnie 500 chlebów. Tam z tyłu wyrabiam ciasto. Gdy jest gotowe dzielę je na porcje. Każda z nich ugniatamy na placek, a w środku robimy małe zagłębienie. Potem trzeba ponakłuwać środek taką pieczątką – zwykły kawałek drewna najeżony drucikami daje potem wzór jaki znajdziesz na gotowym pieczywie. Gdy trzydzieści takich chlebów jest już gotowych, każdy trzeba przedtem posypać przyprawą i zwilżyć wodą, a potem wszystkie razem idą do pieca. Raz, dwa, trzy… i czekać aż wyrosną i się zarumienią. Gorąco? Trochę gorąco, ale w czas Ramadanu nie można jeść ani pić od świtu do zachodu słońca. Ani kawałka chleba, ani kropli wody. Jak wytrzymujemy? Można się przyzwyczaić. Trzeba! Jedz, jedz arbuza, nam nie nada!

O, te są już gotowe.

Proste? No, jeśli tak, to może zrobisz coś takiego u siebie? Wystarczy trochę gliny i piec gotowy, a potem tylko robić lepioszki i sprzedawać jeszcze ciepłe. Nie będziesz miał konkurencji!

Zgarniam je wszystkie łopatką i kładę na stół. Teraz tylko posmarować je odrobinę oliwą, żeby nie wysychały za szybko i można sprzedawać. A kolejną partię już zaczyna lepić mój syn. Jeśli zaczniemy o świcie to o drugiej po południu robota jest skończona. 500 chlebów. Każdego dnia dwa duże wory mąki, w sumie 100 kilogramów. Kupują ludzie dla swoich rodzin, do domów, biorą je właściciele barów tu naokoło bazaru. Posiłek bez chleba to nie posiłek, cokolwiek zamówisz lepioszka na zakąskę musi być. Tutaj nie każdy przestrzega Ramadanu. Widzisz, w restauracjach pełno ludzi. Powiedziałbym, że tak połowa z nich przestrzega postu, połowa kompletnie nie – głównie młodzi, czasem ci mniej wierzący. Dla nich właśnie otwarte są te wszystkie miejsca. Ale ja potrafię się powstrzymać. Wiesz, to jest czas kiedy odnawiasz więź z Bogiem. Dlatego nie jem, chociaż sam piekę chleb. I nie piję, choć od pieca gorąco.

Ten człowiek naprzeciwko to dyrektor całego bazaru. O, a do tamtego zajrzyj, ma plantacje winogron i suszy je tutaj za ścianą na rodzynki. Sami z żoną sprzedają też winogrona.

A to moja żona. Choć mamy gościa! Z Polski! Daj spokój, to tylko jedno zdjęcie, będziemy mieli pamiątkę!”

Tak wyglądało spotkanie z Abrorem. Wyszedłem z jego sklepu-piekarni bogatszy o nową historię i przepis na centralno-azjatyckie lepioszki. Od tej pory, gdy zasiadam do posiłku i rozrywam na kawałki niewielki, okrągły chleb, staje mi przed oczami mały warsztat i tadżycki piekarz, co chwilę zanurzający się we wnętrzu rozgrzanego pieca. A oto jak wygląda jego praca:
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
marianka
marianka - 2012-09-11 23:51
Rozczulająco-inspirujące. Czy przepis się tu pojawi;)?
 
shangrila
shangrila - 2012-09-12 11:05
Maka, woda, mleko i olej. Niestety nie zapytalem o proporcje, wiec przepisu nie mam. Kto wie, moze to tajemnica firmowa?
 
zula
zula - 2012-09-13 19:10
Seria trzech zdjęć z chlebowym piecem to rarytas !
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013