Witajcie!
Nazywam się Kazio. Nie słyszeliście o mnie wcześniej, ale jeszcze nie raz zobaczycie mnie na zdjęciach. Jestem nowym uczestnikiem tej podróży. Nie wyglądam może zbyt imponująco, ale w tym fachu liczy się raczej solidność. Wygoda w sumie też, ale ona jest na drugim miejscu lub gdzieś jeszcze dalej.
Jestem wojskowym plecakiem który mój właściciel kupił na bazarze w Biszkeku.
Trzeba być durniem aby dać sobie ukraść plecak podczas dwuletniej podróży, nie? No właśnie. Tymczasem jemu się to udało. Kiedy już się ogarnął wydawało mu się, że może pójść na łatwiznę i kupił na wycieczkę w góry chińską szmatę za 20 złotych. Ha! To dopiero był ubaw! Już po kilku dniach chińska szmata (uszył ją jakiś Chińczyk pracujący 8 dni w tygodniu przez 27 godzin ana dobę) rozeszła się we wszystkich możliwych szwach. Tak, aż spotkani w górach Polacy chcieli dać mojemu właścicielowi pieniądze na nowy plecak. Na szczęście pojawiłem się JA... byłem kilka razy droższy, ale bez porównani solidniejszy. Wędruję przez Azję Centralną już czwarty miesiąc. OK, OK, coś mnie rżnie w boku po tej przeprawie, chyba rozszedłem się już w jednym miejscu, ale ciągnę dalej i mam zamiar dociągnąć do Polski.
Podobno w pewnym momencie było krucho, na szczęście kilku dobrych ludzi pomogło tej ofierze losu w zdobyciu nowego sprzętu. Tak więc podróżuje razem z nami, a ściślej gdzieś w moim brzuchu, nowa ładowarka i bateria do aparatu, peleryna przeciwdeszczowa robiąca także za namiot. I coś zupełnie wariackiego: długie, białe podkolanówki. Ten cudak kupił je w sklepie turystycznym mówiąc, że w górach oddychająca bielizna to podstawa. Też uważam, że to kretyństwo nosić dwie pary skarpet i ciężkie buty tam, gdzie inni pomykają w sandałach, ale taki ma styl. Mówi, że mu wygodnie.
Nowe sandały też kupił, żeby nie było.
Niestety słabo się targuje, choć i tam się stara. Nie wiem ile za mnie przepłacił. Za pelerynkę chyba trochę. Na szczęście za obuwie nie dał się naciągnąć, ale pewnie tylko dlatego, że pomagała mu miejscowa znajoma.
Najważniejszą wiadomością jest jednak ta, że wszystko to dzięki Waszej pomocy. Kazał mi podziękować w jego imieniu Wam wszystkim! Kto wie, może zobaczymy się w domu? Albo na dworcu w dniu przyjazdu? Noszę od niedawna plamę czarnego smaru, do czasu kiedy ten debil zdążył mnie przeciągnąć pod wagonem pociągu na bocznicy. Będę więc wyglądał wtedy nieco gorzej, ale co tam. Przeżyliśmy razem wojnę, to resztę też przetrwamy. Do przodu, byle tylko do przodu...