Jeszcze w drodze do Karakol wpadła mi ucho wiadomość, że w Murgab, jedynym większym miasteczku (mieście?) wschodniego Pamiru ma za dwa dni zacząć się, organizowany przez społeczność kirgiską, festiwal koni. Okazja niepowtarzalna, gdyż wydarzająca się raz w roku, niepodobna byłoby więc ją ominąć. Samo Karakol, choć piękne, nie daje opcji na jednodniowe wypady w okolicę. Spacer nad jezioro, jakieś prehistoryczne, kamienne kręgi w okolicy i to wszystko. Każda wyprawa w okoliczne góry to minimum kilka dni, a festiwal już pojutrze.
Jadąc w Pamir zabrałem bardzo mało gotówki, zamiast któregoś z kilku domów z napisem „Homestay” schowałem się na noc w czymś, co przypominało ruiny dawnego hotelu robotniczego, internatu lub więzienia. Zaciągnięte drutem kolczastym okna utrudniały wejście, ale gwarantowały spokojną noc. Nazajutrz rano wróciłem na drogę. Wiatr zmienił kierunek i wiał mi tego dnia prosto w twarz, szybko usiadłem więc wyczerpany na poboczu i czekałem na samochód. Nie było łatwo, lokalny transport okazał się właściwie nie istnieć. Liczyłem po cichu na kolejnych turystów jadących od strony Kirgistanu. Pierwszy samochód minął mnie, zanim go usłyszałem, tak głośny wiatr wył nad brzegami jeziora. Drugi przejechał, nawet nie zwolniwszy, co w takiej okolicy przyjąłem ze sporym niedowierzaniem. Trzeci zatrzymał się, ale gdy zajrzałem do środka, moim oczom ukazało się pięciu facetów ze skołtunionymi brodami, wyglądających jak telewizyjny stereotyp afgańskiego mordercy. Na pytanie czy jadą do Murgab kierowca pokręcił głową i pokazał, że skręcają gdzieś wcześniej.
Czwartym samochodem jechały dwie Europejki: francuska pani profesor oraz jej rumuńska doktorantka pracujące w Japonii i prowadzące badania w Azji Centralnej. Towarzyszył im żołnierz z posterunku granicznego, który pewnie wprosił się do samochodu na darmową podróż do domu. Siedząc na poboczu drogi gdzieś za karakol byłem przygotowany na dwa dni powolnej drogi, okazało się jednak, że na Pamir Highway wszystko jest możliwe i w Murgab znaleźliśmy się po trzech godzinach. Kierowca, zmęczony długą jazdą z Osz, często robił przystanki, mieliśmy więc czas na rozmowę i zdjęcia. Badaczki zatrzymały się w Murgab, u byłego studenta pani profesor, a ja rozłożyłem biwak na zboczu góry, powyżej ostatnich zabudowań. Jeden dzień wystarczył aby poznać miasteczko, drugiego dnia zaczęło się święto.
Koński festiwal – brzmi okazale, jednak był to raczej lokalny jarmark. Na dwa dni większość sprzedawców i właścicieli nielicznych barów przeniosła się kilka kilometrów za miasto, gdzie na niewielkim płaskowyżu stanęły jurty służące za jadłodajnie oraz kramy, głównie z jedzeniem sprowadzonym z Chin oraz zachodniego Tadżykistanu. Na zaimprowizowanej scenie działali wokaliści. Nawet udawało im się przyciągnąć uwagę tłumu, ale podkład muzyczny z keyboardu wbijał w ziemię (w sensie negatywnym rzecz jasna). Sam „koński festiwal” składał się z krótkich popisów akrobacji oraz tradycyjnej kirgiskiej gry, w czasie której jeździec – mężczyzna musiał zatrzymać w pędzie galopująca na koniu kobietę, co przypominać miało tradycyjne porwanie narzeczonej. Kirgizki, ubrane w odświętne stroje, miały za zadanie nie dać się złapać, choć dwóm nie bardzo się to udało. Najstarszą z nich miejscowemu jeźdźcowi udało się, po szalonym pościgu, zatrzymać, druga zaś wypadła z siodła, na szczęście wychodząc z tego bez szwanku. Gra była nieco szalona,. Konie ścigały się i niemal ocierały o siebie galopując. Publikę oddzielała od koni czerwona taśma, jednak raz spłoszony koń omal nie wbiegł pomiędzy ludzi, tuż przed moją twarzą. Musieliśmy uskoczyć, by uniknąć stratowania. Popisy trwały krótko i na cały „festiwal” był raczej miejscem spotkań i ogólnej konsumpcji. Autentyczności jednak nie sposób mu odmówić. Kirgizi i Pamirczycy przybyli tłumnie, ci pierwsi niekiedy w tradycyjnych strojach. Miejsce było znakomite, by podpatrzyć mieszkańców tych gór, a przy okazji spotkać się i porozmawiać z paroma osobami jadącymi przez Azję Centralną.
Panie i Panowie, koniec udawania. Po kilku dniach na Szosie Pamirskiej czas na poważniejszy treking. A na razie kilkanaście migawek kirgiskiego festiwalu w Murgab oraz film:
http://vimeo.com/46571103