Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Horoskop buriackiego lamy
Zwiń mapę
2012
06
maj

Horoskop buriackiego lamy

 
Rosja
Rosja, Shigayevo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 42204 km
 
Jeżdżąc po tej czy tamtej części Azji, kierowaliśmy się zazwyczaj do z góry zaplanowanych miejsc. Bywały oczywiście wyjątki. Wjeżdżając do Indii nie planowaliśmy odwiedzin w wioskach Gudżaratu czy wędrówki wokół Dhaulagiri w Nepalu. W Rosji jest inaczej. Przyjeżdżając tu odpuściliśmy sobie planowanie, liczenie kilometrów i dni, i uznaliśmy, że co nam się uda – to nasze. Owszem, gdzieś w głowie rodziły się szalone pomysły. Jak ten o przejechaniu Traktem Kołymskim, słynną „Drogą na Kościach” z Magadanu do Jakucka. Ale już sam punkt startowy byłby dla nas niemal nieosiągalny, nie wspominając o tygodniach jakie mogłoby zająć pokonanie Kołymy.

Myśleliśmy też o dokładniejszym poznaniu Dalekiego Wschodu. Niemal każdy opis podróży przez Rosję kończy się na Bajkale, by później płynnie ominąć tą część Rosji. Po jej przejechaniu zrozumieliśmy, że mając tydzień – dwa w zanadrzu i znikomą wiedzę o tym miejscu, niewiele byśmy zobaczyli. Cel przyjęliśmy więc jeden: zobaczyć największe jezioro świata. A gdzie i jak? To się okaże po drodze.

W Ułan Ude, zaraz po wyjściu z pociągu obraliśmy kurs na południe, w stronę miasteczka Iwolgińsk. Przed wizyta nad Bajkałem postanowiliśmy zajrzeć do miejscowego dacanu, buddyjskiego klasztoru. Buriaci, naród mieszkający na wschód od Bajkału, to wyznawcy lokalnej formy buddyzmu tybetańskiego. W znalezionej przypadkowo gazecie „Nowa Buriacja Niezawissimaja” znaleźliśmy ogłoszenia duszpasterskie tej świątyni z horoskopem. Czcigodni lamowie ogłaszali, że następny dzień ma być szczególnie pomyślny dla osób urodzonych w roku Psa i Myszy (nie wiemy czy się załapaliśmy czy nie, teraz już zresztą po fakcie), niekorzystny natomiast do podróżowania. To wspaniale.

Już w nocy rozbiliśmy namiot na polu za Iwolgńskiem. Poranek wskazywał, że prognozy tybetańskiego lamy sprawdzają się. Chmury i zimny wiatr tworzyły aurę iście syberyjską, na szczęście kilka kilometrów przed świątynią zabrał nas do samochodu przejeżdżający kierowca. Na miejscu byliśmy o dziewiątej, akurat gdy rozpoczęły się poranne modły. Tego dnia mnisi modlili się za dostojne inkarnacje tych, którzy odeszli. Siedząc w dwóch rzędach, naprzeciwko siebie, kilku duchownych recytowało mantry i rytmicznie uderzało dzwoneczkami. Słów tybetańskiej modlitwy nie sposób było zrozumieć, dopóki jeden z nich nie zaczął wymieniać zapisanych na małych karteczkach imion zmarłych. Słowa tybetańskich (chyba?) modlitw mieszały się z rosyjskimi imionami. Byliśmy jedynymi przyjezdnymi, oprócz nas pod ścianami kilka osób, wyłącznie Buriatów. Siedzieliśmy słuchając. Głosy mnichów tworzyły niezwykły klimat w sali, która wyglądała jak żywcem przeniesiona z jakiejś himalajskiej doliny. Gdy modlitwa skończyła się, każdy z naszych sąsiadów podszedł do głównej figury Buddy by pomodlić się, po czym wychodził tyłem, aby nie odwrócić się plecami do świętego miejsca. Sam dacan wyglądał niczym małe miasteczko. Świątynie kolorowe jak w Tybecie, budowane z białej cegły, wokół młynki i flagi modlitewne wiszące na gałązkach drzew. Ładnie, choć stoisk z pamiątkami trochę jakby dużo. Pogoda wygoniła nas szybko, wróciliśmy do Ułan Ude i uznaliśmy, że pora nad Bajkał.

Mieliśmy plan wyrwania się z okowów cywilizacji. Przyciągnęła nas nazwa „Barguzin” i górska dolina na wschodnim wybrzeżu jeziora. Trochę odstraszała odległość – 450 kilometrów i 7 godzin jazdy marszrutką, ale co robić. To są właśnie Syberyjkie dystanse. Kupiliśmy bilety, a ja pobiegłem na miasto by sprawdzić pocztę i zrobić zakupy. Gdy po dwóch godzinach byłem z powrotem, Ola przywitała mnie informacją, że nasz kierowca zaśpiewał dodatkową stawkę za bagaż i podróż w góry wyniesie łącznie nas ponad 1000 rubli. Odpuściliśmy. Twarz kierowcy nie zdradzała chęci negocjowania ani rozmowy w ogóle. Kasjerka na nasze pytania potrafiła tylko naburmuszyć się i odpowiedzieć, że to nie jej sprawa. Kwotę za bilety na szczęście odzyskaliśmy w całości. Może to i lepiej? Cholera, buriacki lama chyba wiedział że coś wisi w powietrzu pisząc te swoje horoskopy. Powinniśmy byli posłuchać od razu…

Co robić dalej? Nie wiedzieliśmy za bardzo co dalej, ale jeśli nie wiesz dokąd jechać, nie możesz zabłądzić. Z Ułan Ude złapaliśmy podmiejska kolejkę do miejscowości, której nazwa przypadła nam do gustu. Na mapie wypatrzyliśmy niewielką drogę, która zataczała pętlę w sąsiedztwie południowego krańca jeziora. Tuż obok – delta niewielkiej rzeki Selengi. Oli marzyło się zobaczenie rybaków łowiących w przeręblach, a sam region nie wyglądał na zbyt cywilizowany, więc w sumie czemu nie? Ta noc była bardziej niż rześka, ale suchego drewna dokoła mnóstwo, grzaliśmy się więc przy ognisku, topiąc śnieg na wodę.

Buriacki lama nie przewidział czy kolejny dzień ma być lepszy dla podróżujących. Po wyjściu z krzaków złapaliśmy jednak na stopa azerskiego kierowcę ciężarówki, wkrótce potem wziął nas młody geolog wracający do rodzinnej wsi z miasta. „Skąd jesteście?”. „Z Polski”. „O, moja mama u was mieszkała”. Jadąca z tyłu pani zaczęła wspominać życie z pierwszym mężem gdzieś w zachodniej Polsce, w garnizonie wojsk sowieckich koło Zielonej Góry. Oboje opowiadali trochę o okolicy, na koniec zaś wyświadczyli nam przysługę i nadkładając drogi podrzucili dalej niż prosiliśmy – do wsi Posolskoje, nad sam brzeg Bajkału.

Uczucie było magiczne. Jezioro było całkowicie skute lodem. Stanęliśmy nad brzegiem wielkiej pustki, pod błękitnym niebem, mając za plecami krzyże cerkwi. Miejscami, wzdłuż wybrzeża, potężne bryły szarego i niebieskiego lodu wystawały ponad płaszczyznę jeziora, prawdopodobnie zepchnięte tu wiatrem jeszcze jesienią, kiedy Bajkał zamarzał. Powietrze było jak kryształ, widzieliśmy pokryte śniegiem najwyższe szczyt gór Chamar Daban, odległe o około 100 kilometrów! Widzieliśmy jak po odległych częściach jeziora suną pojazdy, jakieś skutery czy może samochody, bo mimo słońca i wiosennej pory lód był jeszcze gruby, a powietrze zimne. Już poprzednia noc wydawała nam się chłodniejsza, co tłumaczyliśmy sobie wiatrem wiejącym wprost znad zamarzniętego jeziora. Ola wskoczyła do łódki stojącej nad brzegiem by powiosłować w śniegu.

Miejscowa gospodyni pomogła nam nabrać wody z lokalnego źródełka, jakim była wyrąbana w lodzie dziura. Nie sądziliśmy, że bajkalską wodę można w ogóle pić, ale skoro wszyscy w okolicy to robili, to czemu nie? Zaczerpnęliśmy więc, przegotowaliśmy i jak na razie żyjemy, dopiero potem dowiedzieliśmy się, że największe jezioro świata ma wodę niemal tak czysta jak źródlana. Gdy nie mogliśmy już wytrzymać chłodu zaczęliśmy iść na północ, w stronę delty, by znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Po drodze zatrzymała nas surrealistyczna sceneria zardzewiałych kutrów rybackich stojących na plaży. Wyglądały niczym pocztówka znad Morza Aralskiego.

Dobra pogoda trwała tylko jeden dzień. Nazajutrz wygrzebaliśmy się z naszego nieco bagiennego biwaku około południa. Po krótkim marszu w rejon Selengi złapaliśmy autobus w rejon wsi Tworogowo. Tu czekała na nas Syberia w pełnej okazałości, ta uboga i prowincjonalna. Drewniane domy, krzywe płoty, drogi które asfaltu nie zobaczą jeszcze pewnie latami i sklepowa, która nasze zakupy podsumowywała na drewnianym liczydle. Opowiadała przy tym, że pracy tutaj niet i trzeba wyjeżdżać. No i kolorowe okiennice. Te ostatnie powinny stać się syberyjskim produktem regionalnym. Są tak kolorowe i różnorodne, że chciałby się oglądać i sfotografować wszystkie. A w każdej wsi są ich dziesiątki!

Do Selengi nie dotarliśmy. Wędrówka przez zimne pustkowie, chmury i wiatr zniechęciły nas szybko. Tym chętniej przyjęliśmy propozycję kolejnego kierowcy, który spontanicznie zaofiarował nam podwózkę na południe, do Kabańska. Stamtąd szybko już dostaliśmy się na główną szosę i do linii kolejowej. Na drodze, jak na złość, nasze autostopowe szczęście odwróciło się do nas plecami i przez długą, lodowatą godzinę nikt nawet się nie zatrzymał. Tylko jeden starszy Buriat zjechał na pobocze, jednak nasza radość szybko zgasła, gdy na pytanie „Pieniądze macie?” i naszą odpowiedź „No… nie.” odjechał. Ostatni raz złapaliśmy więc elektriczkę na zachód. Na stacji wraz z nami czekają zbieracze jagód, kilku facetów w gumiakach i kobieta, której urodę już dawno przeżarł spirytus. Ech, Bajkał Bajkałem, ale życie nad nim rzadko jest łatwe. Pięknie jest tutaj i tak!

Podpici chłopcy poczęstowali nas jagodami, mówiąc coś o niedrogiej turbazie nad Bajkałem. Podziękowaliśmy im mówiąc, że mamy namiot, co kompletnie nie wzbudziło ich zdziwienia. W Rosji chyba każdy wie co to namiot i śpiwór, i każdy czasami wyrywa się z domu w tajgę lub w góry aby wypocząć. Przejechaliśmy godzinę i wysiedliśmy jedną stację przed Mysową. Rozbiliśmy namiot, rozpaliliśmy ognisko i spędziliśmy nad brzegiem dwie kolejne noce i cały dzień. Ten z kolei miał być niepomyślny dla ważnych przedsięwzięć, lepiej więc było nie planować na wtedy przedostawania się na zachód, do Irkucka. Słońce jak na złość ciągle nas unikało i szczerze podziwiamy wędkarzy, którzy w tą pogodę potrafili wytrzymać godziny siedzenia na lodzie, niedaleko nas.

Ot i taki był nasz Bajkał. Widok lodowej pustyni na długo zostanie nam w pamięci. Bez zbytniego planowania, ekstremalnych wojaży, bez zadęcia i napinania się na zobaczenie wszystkiego co fajne w okolicy. I może właśnie tak było lepiej?
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
zula
zula - 2012-05-06 19:19
Zdjęcie "Syberyjskie okna" - fantastyczne !
 
shangrila
shangrila - 2012-05-07 08:03
Dziękujemy! Na żywo jeszcze ładniejsze, a gdyby chcieć sfotografować je wszystkie spędzilibyśmy cały dzień tylko w jednej wiosce :)
 
marianka
marianka - 2012-05-26 22:06
I mnie okna syberyjskie też zachwyciły;)
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013