W dzień życie naszej wyspy to plaże, bary i ulice miasteczka Thong Sala. Plaże to słońce, piasek i tajskie dziewczyny, które pod daszkami z palmowych liści z widokiem na ocean wygniotą Twoje ciało tak, że będziesz miał wrażenie, że nie została Ci cała ani jedna kość. W barach przesiadują młodzi i „wiecznie młodzi”, wytatuowani i „normalni”, dziewczyny w bikini i półnadzy faceci. W Tajlandii publiczne obnoszenie swojej „klaty” uchodzi podobno za niesmaczne i niestosowne, Tajowie przyzwyczaili się jednak do swobody obyczajowej panującej wśród najeźdźców z Ameryki i Europy i nawet sami zaczynają ją naśladować.
Populacja turystów sporo przewyższa w sezonie liczbę mieszkańców. Coś jednak sprawia, że gdy porównujemy to miejsce z wielkim, wiecznie niespokojnym Phuket, wydaje nam się prawie oazą spokoju. Może to odległość od kontynentu, a może bliskość Samui – pobliskiej większej wyspy?
Jest jednak miejsce, które co wieczór ściąga jak magnes wszystkich mieszkańców miasteczka i okolic. Nocny market w Thong Sala pulsuje życiem, na małej przestrzeni spotykają się tu po zmroku tysiące ludzi. Od czasu do czasu trafiamy tam i my, bo choć oszczędzać trzeba, to nie sposób odmówić sobie słodkich kulek obtoczonych orzechami, ciasta bananowego grillowanej ośmiornicy (yyy..poprawka – to nie o nas). A gdy złapie nas głód ratuje nas pat-thai. To tylko smażone kluski, ale za to najlepsze w miasteczku.
Opisywania dziś, dla odmiany, niedużo. W zamian, specjalnie dla Was, spacer z Olą po tym niezwykłym miejscu:
http://vimeo.com/36604473