Uwaga, w tym artykule są zdjęcia przedstawiające ubój zwierząt!
Jest takie miejsce niedaleko Katmandu, gdzie dwa razy w tygodniu, we wtorek i w sobotę, krew leje się strugami. To świątynia Kali, bogini czasu i śmierci, której wierni składają ofiary z żywych istot. Dwa razy w tygodniu, w niewielkiej świątyni Dakshinkali, położonej 20 kilometrów od stolicy, giną setki zwierząt. Ich krew, wylana na ołtarz bóstwa, ma zapewnić zdrowie i pomyślność tym, którzy przybywają do tego miejsca.
Gdy przybyliśmy do świątyni w piątkowe popołudnie, nie robiło ona żadnego wrażenia. Ot, kilka stojących w lesie, rozwalających się budynków. Obok jednego z nich znajdowała się, za niewielkim ogrodzeniem, nieduża figura bogini. Widząc pustkę wokół nas byliśmy przekonani, że padliśmy ofiarą jakiegoś nieporozumienia, trudno bowiem, by tak spokojne miejsce miało być miejscem krwawego kultu. Postanowiliśmy przeczekać do rana.
W małej dolince pojawiliśmy się ponownie w sobotę około 7 rano, gdy do świątyni ustawiła się już długa kolejka wiernych. Kilkaset osób czekało z kogutem pod pachą, inni z kozą uwiązaną na sznurku. Niektórzy nie mieli żadnego zwierzęcia, jedynie koszyczek zwany thali. Zawierał on lampkę wypełnioną zwierzęcym tłuszczem, owocami, kwiaty, słodycze, koraliki i inne drobiazgi. To ogromne zagęszczenie wiernych naprawdę robiło wrażenie! A skąd wziąć to co się składa w ofierze? Można oczywiście przywieźć ze sobą, ale nie trzeba, gdyż wszystko da się nabyć drogą kupna na miejscu. Do świątyni wiedzie długa alejka handlowa, na początku której można kupić koguta lub kozę, potem jaskrawe koraliki, słodycze, barwniki, kwiaty. Takiej swoistej „święconki” nie trzeba z resztą tworzyć samemu, można kupić gotowy koszyczek. A gdy ma się już swój zestaw, należy ustawić się w długiej kolejce i odczekać swoje.
Centralna część świątyni to pozbawiony dachu dziedziniec otaczający figurę bogini Kali, przed którą następuje złożenie ofiary. Koguty przyniesione przed oblicze bogini tracą życie w mgnieniu oka, jednym ruchem ostrego noża pozbawione głowy. Kozły wykrwawiają się z poderżniętymi gardłami. Krew z odgłowionych ciał jest wylewana w centralnym punkcie, tuż przed obliczem bogini. Kiedy odpowiednio duża ilość świeżej posoki spłynie przed posągiem, martwe ciała zwierząt zabierane są przez właścicieli do leżącego nieopodal pomieszczenia, w którym pracujący w świątyni rzeźnicy przygotowują zwierzę do spożycia. Koguty obgotowuje się ze skóry i obdziera z piór, kozły pozbawia się włosia za pomocą rozgrzanego metalowego pręta. Zapach jaki towarzyszy tym czynnościom, wymieszany z wonią krwi, jest chwilami trudny do zniesienia, jednak w Dakshinkali nikt nie zwraca na niego uwagi. Oprawione zwierzę oddaje się właścicielowi, który zabiera je do domu, albo wraz z rodziną spożywa podczas posiłku w sąsiedztwie świątyni.
Młody mężczyzna, który zajmował się ubojem zwierząt sprawiał wrażenie bardzo znudzonego swoją pracą. Swoją powinność wykonywał z tak zblazowanym wyrazem twarzy, że równie dobrze mógłby siedzieć na krawężniku i dłubać w nosie. Kolejni wierni podchodzili do niego, przekazując mu zwierzęta, on zaś beznamiętnie odginał do tyłu szyję kolejnego koguta i ruchem noża pozbawiał go życia. Odcięta głowa lądowała na murku przed nim, resztę zaś otrzymywał właściciel, który krew z drgającego jeszcze ciała wylewał przed ołtarz. Świątynny zabójca pracował jak taśmociąg. Każdego roku w Dakshinkali tracą w ten sposób życie dziesiątki tysięcy zwierząt.
Złożenie bezkrwawej ofiary ogranicza się do położenia kwiatów, owoców i innych darów przed jej posągiem. Orzechy kokosowe rozbija się na kamieniu, by wyciekło z nich mleko. Pomiędzy zasadniczą częścią świątyni, w której dokonuje się ofiarowania, a pomieszczeniem gdzie przygotowuje się zwierzęta do spożycia, siedzi na stałe kilka osób ubranych w pomarańczowe szaty – święci mężowie lub może duchowi nauczyciele? Widzieliśmy wśród nich także jedną kobietę. Ludzie ci udzielają błogosławieństwa wiernym, malując na ich czołach znaki żółta i czerwoną farbą i wiążąc na nadgarstkach kawałki kolorowych nitek.
Po co to wszystko? Przyjeżdżający w to miejsce hinduiści wierzą, że ofiara złożona ku czci Kali przebłaga boginię i zapewni szczęście, zdrowie, majątek i powodzenie w życiu tym, którzy ją złożą. Dlatego właśnie przybywające tu setki osób przepychają się, by znaleźć się jak najbliżej ołtarza i przekazać tam swoje prośby. Wchodząc boso na niewielki dziedziniec, brodzą w wypełniających go kałużach krwi. Wokół świątyni płoną tysiące kadzideł i lampek, których zapach miesza się z wonią krwi oraz wygotowywanego i opalanego ciała. Dla Nepalczyków składanie ofiar ze zwierząt jest zwyczajowym obrzędem podczas oddawania czci bóstwom. Nie oznacza to, że rytuał ten powtarza się często – w rzeczywistości to, co widzieliśmy w Dakshinkali dokonywane jest przy specjalnych okazjach. Podczas zwyczajowej ceremonii, zwanej puja, dokonuje się zazwyczaj ofiarowania jedzenia, kwiatów, drobnych sum pieniędzy. Puja może być odprawiana w mieszkaniu, jako codzienny rytuał, podczas którego domownicy proszą bóstwo opiekuńcze ich ogniska o przychylność i powodzenie. Obrzęd taki ogranicza się zazwyczaj do zapalenia kadzidełek oraz krótkiej modlitwy. Jednak gdy w grę wchodzi ważna okoliczność – ślub, narodziny, budowa domu – dokonuje się niekiedy ofiary ze zwierzęcia. Powinien to być zawsze niewykastrowany samiec kozy, świni, owcy lub bawołu, symbolizujący płodność i życie. Gdy ofiarodawca nie jest dość zamożny, może poświęcić koguta. Jego śmierć ma zadowolić bóstwo, choć niektórzy wyznawcy hinduizmu, wierzący w reinkarnację, traktują zabicie zwierzęcia jako oddanie mu przysługi – jego uwolniona z ciała dusza ma bowiem szansę odrodzić się w nowym życiu jako człowiek. Powiemy szczerze, że rozważaliśmy złożenie kurczęcia w ofierze za pomyślność naszej podróży, ale koniec końców się nie zdecydowaliśmy.
I tak to z grubsza wygląda. Na pewno nie jest to widok dla wszystkich. Ilość ubijanych zwierząt jest naprawdę ogromna, a woń krwi może przyprawić o zawrót głowy. Jeżeli kogoś jeszcze nie zniechęcił nasz opis, to zapraszamy do galerii zdjęć.