Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    W Katmandu
Zwiń mapę
2011
20
kwi

W Katmandu

 
Nepal
Nepal, Kāthmāndu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18318 km
 
Autobus, którym jechaliśmy około 1 w nocy zajechał na jakiś parking i wyłączył silnik. Nikt jednak nie wysiadał, wszyscy ułożyli się wygodnie (oczywiście na tyle, na ile fotele na to pozwalały) i spali. Myśleliśmy, że to taki lokalny zwyczaj, żeby nie dojeżdżać na miejsce w środku nocy, a pozwolić kierowcy i pasażerom zdrzemnąć w środku i w miarę wyspanym dojechać do celu. Było nam to na rękę. Jednak jeszcze przed świtem wytoczylismy się z autobusu, tzn. kazano nam się wytoczyć, mówiąc że jesteśmy na miejscu. W żaden sposób nie mogliśmy dogadać się z młodym kierowcą autobusu i jego kolegą z pracy, chłopakiem biletowo-bagażowym, w kwestii tego gdzie jesteśmy, jak mamy jechać i czy naprawdę nie możemy zostać jeszcze godziny w autobusie, dopoki się nie rozjaśni. „Go, go” wyganiali nas z autobusu. Z pomocą przyszedł taksówkarz, który wskazał na mapie miejsce, gdzie jesteśmy. Byliśmy w Koteshwar, na dalekich obrzeżach miasta. „Za 500 rupii (20 zł) mogę Was zawieść na Thamel” poinformał nas, „teraz nic tam nie jeździ, lokalny autobus będzie dopiero za godzinę”. Eee, jak za godzinę to my możemy poczekać! Taksówkarz był na tyle miły, że wskazał nam przystanek i spokojnie przyjął informację o tym, że nie skorzystamy z jego usług. Gdy tylko podchodziliśmy do przystanku, z nadjeżdżającego busika młody chłopak krzyczał „Ratna, Ratna, Ratna”, czyli leżący w centrum miasta Ratna Park, już blisko interesującego nas Thamelu, tam gdzie chcieliśmy jechać. Do parku dojechaliśmy za 15 rupii (75 groszy) od osoby :) Tam, bez ceregieli, rozłożyliśmy śpiwory na trawie i kolejne trzy godziny przespaliśmy, nie zważając na nic.

Dopiero o dziewiątej zwinęliśmy nasze obozowisko i czując na plecach pełne zdziwienia spojrzenia miejscowych udaliśmy się do Thamelu, pełnej hoteli turystycznej dzielnicy miasta. Byliśmy zbyt zmęczeni by szukać i negocjować. Cena za dwuosobowy pokój z ciepłym prysznicem nie wydawała nam się zbyt wygórowana, więc po krótkich targach zostaliśmy w pierwszym hotelu jaki wpadł nam w oko. Na szczęście był to dobry wybór. Nasz hotel miał wiele zalet, w tym jedną prawie że bezcenną na Thamelu – okna wychodziły nie na ciemne podwórko studnię czy na ruchliwą uliczkę, a zielone podwórko z drzewami i śpiewającymi ptakami. W naszym pokoju długo zmywaliśmy z siebie ślady po tygodniowej przeprawie – piach był wszędzie. Upraliśmy wszystko, łącznie z plecakami. Trafiliśmy do Katmadu po 8 dniach od wyruszenia z Kakarvitta i 5 dniach nieprzerwanej jazdy przez wschodni Nepal, kiedy to spędzaliśmy w/na środkach lokomocji większą część doby. Dotarcie do stolicy, po tym wszystkim co przeżylismy, oznaczało dla nas znalezienie się w innym świecie. „Gdy będziecie w Katmandu, unikajcie Thamelu, tam jest tylko syf, seks i narkotyki, naprawdę dobrze Wam radzę, trzymajcie się od niego z daleka” – radziła nam pewna dziewczyna jeszcze w Amritsar. Hmm, taka opinia o najbardziej popularnej dzielnicy Katmandu, w której chcieliśmy się zatrzymać, nie brzmiała zachęcająco. Postanowiliśmy się jednak nie uprzedzać.

Thamel jest miejscem, które trudno oceniać jednoznacznie. Jeśli liczycie na spotkanie tutaj nepalskiej tradycji będziecie zawiedzeni. Tej lepiej szukać tam, skąd właśnie przyjechaliśmy. Thamel to z pewnością najbogatsze, najdroższe i najbardziej „zeuropeizowane” i „zamerykanizowane” miejsce w tym kraju. Niemal wszystko co tu istnieje, stanowi ofertę skierowaną do tysięcy turystów napływających dziennie do miasta. Ma się wrażenie, że prawie każdy budynek to hotel lub guesthouse, na parterze którego znajduje sie restauracja lub sklep z pamiątkami. Ściany domów zarzucone są szyldami kafejek internetowych, księgarni z mapami i przewodnikami, sklepów i wypożyczalni odzierzy i sprzętu turystycznego, barów, salonów masażu, pralni, klubów go-go (!). W lokalach Thamelu znajdziecie każdą kuchnię świata, jeśli więc w drodze z lub ku wierzchołkom Himalajów zechcecie skosztować swojej ulubionej pizzy czy czekoladowego fondue – żaden problem. Narkotyki też tu są, smutny fakt. Na jednej z głównych ulic prowadzących do naszego hotelu możemy nawet wskazać stałe miejsca (niestety), gdzie bezdomne dzieci, dosłownie dzieci, wąchają klej. Podobnie jak w Waranasi są tu też niepozorni panowie, którzy, ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko w przestworzach, szepczą za naszymi plecami, niby do siebie: „Hasz, hasz…”.

Thamel to wielki supermarket z nepalskimi i tybetańskimi pamiątkami, w których przebierać można niczym w ulęgałkach. Jest to miejsce w którym zdecydowanie trzeba się targować, gdyż ceny bywają mocno wyśrubowane. To samo dotyczy jedzenia. Bardzo szybko znaleźliśmy swoje ulubione miejsca, leżące nieco na uboczu centrum, gdzie już za 100 rupii mogliśmy zjeść solidny posiłek, który na Thamelu kosztowałby dwu- lub trzykrotnie więcej. Cóż, Nepalczycy bardzo szybko nauczyli się, w czym gustują przybysze z Zachodu – i ile są w stanie za to zapłacić.

Dla nas jednak turystytczne centrum stolicy było, po mordędze minionego tygodnia, rajem odzyskanym. Tak, przyznajemy się do tego, i się tego nie wstydzimy. Oddalibyśmy naprawdę dużo za samą możliwość zjedzenia czegoś innego niż ryż z rozgotowaną soczewicą lub kluski. Łatwo wyobrazić sobie nasze twarze, gdy znaleźliśmy się wśród lokali oferujących jedzenie jakiego nie próbowaliśmy od miesięcy. No dobrze, możecie się śmiać lub być zdegustowani naszym zachowaniem, ale pierwszą rzeczą jaką tu zjedliśmy byl hamburger z frytkami. Pyszny, mmm… Jeśli więc, tak jak my, zjawicie się na Thamelu zmęczeni długim pobytem w górach, trudem wędrówki, monotonnym jedzeniem i mało komfortowymi schroniskami, pobłogosławicie być może to miejsce. Znaleźć tu można wszystko i wcale nie dziwi fakt, że wielu przyjezdnych własnie tutaj spędza cały swój czas w Katmandu.Nam Thamel się spodobał i podoba cały czas. Ale jeśli macie czas spróbujcie wyjść poza to miejsce, a ujrzycie prawdziwą stolicę Nepalu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013