A jednak udało się! Dokładnie w czwartek odebraliśmy z ambasady Iranu świeżutkie wizy. Ważne na 30 dni, do wykorzystania przez trzy najbliższe miesiące. W dodatku nie kosztowały nas aż tyle, ile myśleliśmy, choć w pewnym momencie byliśmy pewni, że wydamy na nie łącznie z tysiąc złotych...
Po opisywanej już przez nas rozmowie z panią z ambasady zasięgnęliśmy pomocy w polskiej firmie pośredniczącej w zdobywaniu wiz. Procedura nie jest bardzo skomplikowana, ale trwa nieco czasu. Za pośrednictwem polskiego biura uzyskuje się zaproszenie wystawione przez irańską firmę IranianVisa. Zaproszenie wędruje do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Teheranie, które wydaje zezwolenie na przyznanie wizy. Następnie irański MSZ wysyła do swojej placówki w Polsce autoryzację, na podstawie której można wyrobić wizę. Całość trwa około 2 tygodni, może nieco więcej i – jak zapewniał nas pracownik polskiej firmy wizowej – sprawdza się zawsze. I tak też było z nami.
Po dwóch tygodniach oczekiwania otrzymaliśmy e-maila z cieszącą nas informacją:
"Pleased to inform you that your visa application has been approved by the Iranian Foreign Ministry and an authorization letter has been transmitted to the Iranian Consulate in Warsaw. The Authorization code is..."
Tydzień później wizy były już w naszych rękach. Miały być po trzech dniach ale były „problemy techniczne” z ich wydrukowaniem.
Zastanawialiśmy się jaki sens ma wymuszanie, bo trudno o inne słowo, podwójnej opłaty wizowej od turystów. Gdy się nad tym głowiliśmy, przypomniałem sobie książkę Marka Kęskrawca „Czwarty pożar Teheranu”, znakomity opis współczesnego Iranu. Autor pisze w niej o mechanizmach, jakie trzymają u władzy istniejący tam reżim złożony z dziwnej mieszaniny religijnych radykałów, jak prezydent Ahmadineżad oraz kler złożony z ortodoksyjnych mułłów. Zbrojnym ramieniem władzy irańskiej jest Gwardia Rewolucyjna (Sepah), struktura militarna licząca ponad 100 tysięcy członków, niezależna od armii i podległa ajatollahowi. Naczelny duchowny tego państwa jest więc jednocześnie zwierzchnikiem potężnej armii, oddanej ślepo rewolucji islamskiej.
Co ciekawe, Sepah jest także właścicielem setek firm, które w imieniu rządu obracają gigantycznymi sumami, trzęsąc dosłownie każdym sektorem irańskiej gospodarki, a niekiedy mając monopol na pewne usługi bądź produkty. Ich dochody zasilają nie kasę publiczną, ale prywatne kieszenie polityków i wojskowych wiernych ajatollahowi. Czy zmuszanie turystów do płacenia podwójnej stawki za wizę jest kolejnym sposobem na nabicie czyjegoś portfela? Oby była to tylko krzywdząca opinia! Gdy jednak znamy choć trochę realia tego kraju, u steru którego stoi grupa przypominająca władze PRL z lat 60. i 70., od razu nasuwa się myśl, że ktoś wymyślił sprytny pomysł, na ściągnięcie do kraju dodatkowego zastrzyku zachodnich dewiz...