Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Jak dostać azjatycką wizę?
Zwiń mapę
2010
28
wrz

Jak dostać azjatycką wizę?

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Zdecydowana większość krajów Azji wymaga od obywateli Polski posiadania wiz wjazdowych na swoje terytorium. Przygotowując się do naszej wyprawy stanęliśmy przed koniecznością uzyskania kilkunastu wiz. Oznacza to trochę zachodu, wypełniania formularzy, odwiedzania ambasad (zwykle więcej niż jeden raz, choć bywają wyjątki), a przede wszystkim opłat. Nawet jeśli wjazd do każdego kraju kosztuje około 50 USD, czyli 150 złotych, cena jaką musimy zapłacić za wizytę naszej dwójki w w kilkunastu krajach zaczyna szybować w okolice 3 i więcej tysięcy. Nie jest to niestety mało biorąc pod uwagę, że planując wyprawę wokół Azji ustaliliśmy nasz dzienny budżet na 10$/osobę. Opłaty wizowe starczyłyby nam więc na dwa miesiące podróżowania. Mając to na uwadze postanowiliśmy sprawdzić czy możliwe jest uzyskanie darmowych wiz?

Nieco wcześniej ustaliliśmy, że jeszcze w Polsce będziemy starać się o wizy do pierwszych sześciu odwiedzanych krajów Azji: Turcji, Syrii, Libanu, Iranu, Pakistanu i Indii. W tym ostatnim zamierzamy zatrzymać się na miesiąc, będziemy więc dysponowali wystarczającą ilością czasu na odwiedzenia ambasad Bangladeszu, Nepalu czy Chin.

Z pierwszym z nich, problemu nie ma żadnego – dokument ten otrzymuje się za niewielką opłatą na granicy. Nieco trudniej jest z dalszą piątką, a samo przybycie na ich granicę nie wystarczy. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce rożnie bywa – znane są przypadki, że pakistańska straż graniczna wpuszczała na teren swojego kraju turystę nie posiadającego w paszporcie wizy. Uznaliśmy jednak, że lepiej nie liczyć na taki łut szczęścia.

Uzbrojeni w pismo polecające z patronującego nam Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie rozpoczęliśmy naszą pielgrzymkę po warszawskich ambasadach. Każda z nich wymagała wypełnienia od jednego do czterech formularzy, załączenia zdjęć i kserokopii pierwszych stron paszportów (tych ze zdjęciem). Wszystkie placówki przyjmują opłaty w walucie zagranicznej, zwykle dolarach lub euro, konieczna jest więc wcześniejsza wymiana gotówki.

Na pierwszy ogień poszła placówka dyplomatyczna Syrii. Spodziewałem się tam arabskiej obsługi, toteż zawczasu przygotowałem sobie ściągawkę z powitaniami w tym języku. Przyjęła mnie młoda urzędniczka mówiąca płynnie po polsku. Rozmawialiśmy przez piętnaście minut i dopiero pod koniec, gdy podała swoje imię, zorientowałem się że jest Syryjką. Było to dość niezwykłe, gdyż nawet ślad akcentu nie wskazywał na jej obce pochodzenie. Konsul nie odrzucił naszej prośby o zwolnienie z opłaty, jednak uzależnił swoją decyzję od zgody jakiej może udzielić mu jedynie rodzime Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Może to potrwać miesiąc lub dłużej, a do tego czasu musimy zatem uzbroić się w cierpliwość, nie mając oczywiście gwarancji że odpowiedź będzie pozytywna. Trudno. Lepiej poczekać miesiąc, z nadzieją na sukces, niż z góry pozbywać się 80 euro za dwie niewielkie karteczki wklejone w paszport.

Wizyta w ambasadzie Iranu nie pozwoliła nawet na ślad złudzeń. Darmowe wizy do tego kraju otrzymują jedynie studenci iranistyki na wniosek uczelni i za specjalną zgodą konsula. Jako turyści nie mieliśmy nawet co liczyć na taryfę ulgową tym bardziej, że okrągłą sumę 50 euro płaci się za samo rozpatrzenie wniosku, bez gwarancji, że decyzja będzie pozytywna! Składając podanie o wizę staliśmy się więc ubożsi o 100 euro nie wiedząc nawet czy przekroczymy upragnioną granicę Persji. Dodatkowo na tablicy ogłoszeń w holu ambasady straszyło ostrzeżenie przed wwożeniem na teren Islamskiej Republiki materiałów o treści godzącej w obyczajność. Zgodnie z nim wszelkie nośniki informacji, na przykład płyty lub kasety są zatrzymane przy wjeździe do tego kraju celem sprawdzenia. Brr…

Miłym akcentem była wizyta w placówce Indii. Gdy się tam pojawiłem wyszedł mi na spotkanie Hindus, który po przywitaniu się uważnie wysłuchał mojej prośby, zdając pytania o przebieg planowanej podróży. Dowiedziałem się, że wiza indyjska jest ważna tylko 3 miesiące od daty wydania, a więc otrzymawszy ją w Warszawie nie zdążylibyśmy z nią dojechać nawet do Iranu. Poradził mi jednak, by dotarłszy do Teheranu lub Islamabadu poświęcić trzy do pięciu dni na wyrobienie indyjskiej wizy, która w tak krótkim czasie nie zdąży się przeterminować. po namyśle musiałem przyznać mu rację. I choć oboje wolelibyśmy komfort psychiczny wynikający z posiadania kompletu wiz do pierwszych kilku krajów, dobre jest przynajmniej to, że nasze wydatki w Polsce nie będą tak wysokie jak się obawialiśmy.

W ambasadzie Libanu na spotkanie wyszła mi młoda urzędniczka niezwykłej urody z wielkimi, okrągłymi oczami (pamiętacie kota w Shreku?). Stropiłem się słysząc, że konieczne jest podanie planowanego adresu zamieszkania w tym kraju. Przypomniałem sobie, że z Bejrutu pochodzi znajoma, pracująca teraz w Amsterdamie i że może uda się z nią skontaktować, ale… gdy głowiłem się już jakby tu odnowić stary kontakt, miła urzędniczka dodała, że może nie warto robić sobie kłopotu, bo przecież Polacy wizę do Libanu mogą otrzymać na granicy. Tego nam było trzeba!

Uspokojony o naszą przyszłość, mimo padającego deszczu, jak na skrzydłach pobiegłem do odległej o pięćdziesiąt metrów placówki Pakistanu. Zapomniałem dodać, że placówki Libanu, Pakistanu i Indii (z powodu trwającego od kilkudziesięciu lat konfliktu o Kaszmir dwa ostatnie kraje pozostają w stanie podobnym do zimnej wojny) to nie elegancie rezydencje, ale lokale w trzech wieżowcach na Mokotowie, odległych od siebie o 50 metrów.

Gdy stanąłem w przedsionku ostatniej ambasady ogarnęły mnie wątpliwości. Korytarzyk placówki Pakistanu był pusty, a jedną ze ścian zdobiło przeszklone, pomalowane farbą olejną okienko, podobne do tego, z którego wydawane są posiłki w barach mlecznych. Gdy zadzwoniłem pojawił się śniady mężczyzna mówiący tylko po angielsku, który niemal bez słowa podał mi dwa formularze, na moje pytanie o ilość potrzebnych zdjęć mruknąwszy coś czego nie zrozumiałem. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że pomimo napiętej sytuacji w tym kraju, nie będziemy mieli zbyt wielkich trudności z wizą. Pakistan jest dla nas krajem tranzytowym na drodze do Indii, Nepalu i Bangladeszu i celem planowanego na przyszłe lato trekingu w Karakorum. Trudności z wizą będą więc oznaczały nie lada problem, ale nie ma co wróżyć z fusów. Termin wyjazdu zbliża się wielkimi krokami, jeszcze mnóstwo spraw przed nami, więc staramy się być dobrej myśli. Tymczasem trzymajcie kciuki za nasze pierwsze zmagania z orientalną biurokracją!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
Hania
Hania - 2012-03-07 11:58
Łukaszu, wspaniale opisałeś tę Twoją wędrówkę po ambasadach. Czyta się jak książkę podróżniczą!
Brawo!
 
shangrila
shangrila - 2012-03-09 10:53
Dzięki! :)
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013