Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Faceci z reklamówkami сzyli jak zdobyć uzbecką walutę
Zwiń mapę
2012
17
wrz

Faceci z reklamówkami сzyli jak zdobyć uzbecką walutę

 
Uzbekistan
Uzbekistan, Fergana
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 49388 km
 
Myślałem jeszcze niedawno, że Azja Centralna już niczym mnie nie zaskoczy. Nie po 4 miesiącach spędzonych w tym regionie. No, może uroda zabytków Samarkandy. Tymczasem pierwsze zadziwienie przyszło już piętnaście minut po przekroczeniu granicy, a sprawcą stały się… pieniądze.

Uzbecka waluta to sum. Podobnie jak nasze stare złotówki sprzed denominacji, a obecnie grosze, jeden sum nie znaczy zbyt wiele. Ba! Nawet tysiąc sumów nie ma zbyt dużej wartości, zwłaszcza biorąc pod uwagę inflację jaka panuje w kraju. W ciąg ostatnich pięciu lat wartość uzbeckiej waluty spadła dwukrotnie, co oznacza, że czytając przewodniki i porady podróżujących tu kilka lat temu osób, wszystkie ceny musisz pomnożyć co najmniej przez dwa. Za jednego dolara w 2007 roku płacono 1200 – 1300 sumów, teraz – 2600. Co jest jednak fascynującego w uzbeckiej walucie? Ano to, że nie znajdziesz tu banknotu o nominale większym od 1000.

Za 1000 sumów kupisz niewiele. Jeden chleb. Dwie szklanki soku na bazarze. Dwie drożdżówki. Nie istnieją jednak nominały wyższe niż on. Jeśli więc chcesz zapłacić za obiad w barze, potrzebujesz przynajmniej dziesięciu banknotów, za najtańszy hotel zapłacisz dwudziestoma, za bilet na długą trasę pociągiem osiemdziesięcioma. Gdy w grę wchodzą większe zakupy, ludzie zaczynają obracać gigantycznymi ich ilościami. Z kieszeni wyciąga się pliki po 100 banknotów, związane obowiązkową gumką recepturką, przekłada, odlicza, przelicza. Szybko zauważyłem, że w tym kraju praktycznie nikt nie nosi normalnych portfeli. Do przeniesienia rozsądnej sumy pieniędzy potrzebna jest torba i tego właśnie używa wiele osób – czarnych reklamówek. Pozornie nie widać przez nie nic, ale jeśli ma kanciasty kształt, łatwo domyśleć się jej zawartości. Kobiety noszą pliki papieru związane gumkami w swoich torebkach. Czasem przychodzi mi do głowy, że Uzbekistan musi być rajem dla sprzedawców liczarek do banknotów, choć sprzedawcy i ci którzy obracają dużymi sumami, nabywają fascynującą umiejętność szybkiego liczenia banknotów. Mistrzami w tej sztuce są jednak cinkciarze.
Cinkciarz – pamiętasz jeszcze to słowo? W Polsce chłopcy wystający przed bankami i handlujący walutą zniknęli szybko po 1990 roku. W Uzbekistanie są nieodzowną częścią rynku walutowego. Centralnie sterowany przez prezydenta Karimowa reżim utrzymuje sztywny i nierealny kurs zachodnich walut, o jedną czwartą niższy od realnego. Dlaczego? Mogę się tylko domyślać, że generuje to pokaźny przychód za każdym razem, gdy Uzbek wpłaca do banku walutę przywiezioną zza granicy. W ten sposób pieniądze zarabiane przez tysiące ludzi i przywożone głównie z Rosji, służą do reperowania dziury budżetowej. Albo napełniania prywatnych kieszeni rządzących. To samo dzieje się z pieniędzmi którymi płacą cudzoziemcy.

Absurdalna sytuacja stworzyła w Uzbekistanie drugi obieg waluty czyli czarny rynek. Funkcjonuje on tylko częściowo w tajemnicy, w rzeczywistości wszyscy o nim wiedzą i z niego korzystają. Działa on przede wszystkim na bazarach i jest to jedyna „instytucja” w której za swoje pieniądze dostaniesz rozsądną i względnie uczciwą kwotę w uzbeckich sumach.

Jak wymienić pieniądze w Uzbekistanie?
Czarny rynek wygląda zazwyczaj tak samo w każdym mieście. W pobliżu wejścia na bazar kręci się kilku mężczyzn, półgłosem mówiących „dolar, dolar”. Wymiana pieniędzy u nich jest teoretycznie nielegalna, ale żaden specjalnie się nie kryje, nawet jeśli wszechobecna milicja stoi kilkadziesiąt kroków dalej. Czasem, gdy mundurowi okażą się zbyt gorliwi, panowie chowają się za róg i tam kontynuują pracę. Dzielą się na dwie kategorie: cinkciarze właściwi oraz naganiacze. Ci pierwsi trzymają w rękach nieprzezroczyste torby pełne tysiącsumowych banknotów spiętych gumkami po sto. Ci drudzy tylko wyszukują klientów pierwszym. Gdy podejdziesz do któregoś z nich i dogadacie się co do wymiany, naganiacz taki podchodzi by wziąć pieniądze od właściwego „wymieniacza”, wręcza odliczoną kwotę Tobie, a następnie zanosi walutę właścicielowi pieniędzy. Otrzymuje za to niewielką prowizję, zazwyczaj 1000 sumów od transakcji.

W ciągu pobytu tutaj korzystałem już wiele razy z pomocy ludzi stojących na bazarach. Schemat jest zawsze ten sam. Przyjść na bazar, rozejrzeć się czy milicyjne męty nie przechadzają się zbyt blisko i odnaleźć wzrokiem właściwą osobę. Nie jest to trudne, często to ona dostrzeże Cię pierwsza. Transakcja odbywa się na stojąco, dyskretnie, ale bez nerwów. Wystarczy spytać o kurs, a gdy będzie akceptowalny przystępujemy do dzieła. Jeszcze nigdy nie trafiłem tu na kogoś, kto chciałby mnie oszukać, co odróżnia rynek walutowy Uzbekistanu od tego np. w Birmie. Lepiej jednak znać wcześniej właściwy kurs. Jeśli zgadzasz się na transakcję, po prostu mówisz jaką kwotę chcesz wymienić. I tu uwaga: w tym kraju nie warto wymieniać nic poza dolarami i euro. I może jeszcze rosyjskimi rublami. Inne waluty nie będą przyjmowane, albo dostaniesz za nie dużo mniej niż powinieneś. Jeśli tylko możesz przywieź do Uzbekistanu dolary.

Jeszcze zanim wyciągniesz swoje pieniądze, właściciel „kantoru” wydobędzie z reklamówki potężną stertę pieniędzy i zacznie ją liczyć. Warto mu się przyglądać. I to nie tylko po to, by sprawdzać jego uczciwość, ale by zobaczyć z jak niezwykłą prędkością potrafi to robić! Choć nie wiem jak bym się starał, sam liczę banknoty w tempie kilka razy wolniejszym. Gdy wymieniasz większą sumę mężczyzna po prostu wciśnie Ci w garść bez liczenia powiązane pliki banknotów po 100. Jeśli masz czas przelicz je. Ja, po pewnym czasie mieszkania w Taszkencie, zacząłem ufać wymieniającym walutę. Po prostu szacuję na oko ilość papieru w takim grubym pliku i nie tracę czasu na liczenie ich, by nie zwracać uwagi milicji. Robię to potem, w pokoju. Zawsze się zgadza, tylko raz w pliku tysiącsumowych banknotów znalazłem jedną pięćsetkę. Mogła wpaść tam przez pomyłkę, zresztą nie straciłem nawet złotówki. Wygląda więc na to, że przynajmniej w stolicy cinkciarze są uczciwi. W miejscach gdzie turyści występują w większym zagęszczeniu na pewno nie jest już tak dobrze.

Rada jaką mogę udzielić przyjeżdżającym do Uzbekistanu jest jedna: poznaj właściwy kurs, znajdź miejsce nieczęsto nawiedzane przez turystów i tam wymień większą ilość pieniędzy. Polecam bazar Chorsu w zachodniej części miasta obok stacji metra o tej samej nazwie. To zaoszczędzi Ci kłopotów z potencjalnymi naciągaczami, którzy pojawić się mogą w popularnych miejscach, jak okolice dworców czy stare miasta Samarkandy i Buchary.

Gdy dostaniesz swoje upragnione uzbeckie pieniądze, Twój kontrahent rzuci pobieżnie okiem na twoje dolary i pożegna się. Kiedy pierwszy raz wymieniałem pieniądze w ten sposób, wszystko działo się pod osłoną wieczoru. Później robiłem to już jawnie, zawsze jednak rozglądając się przez chwilę po otoczeniu, w poszukiwaniu milicji. Wydaje mi się jednak, że te dwie grupy, cinkciarze i gliny, żyją w jakiejś trudnej zgodzie. Ci pierwsi nie machają stertami pieniędzy przed oczami drugich, ci drudzy wiedzą, że prędzej czy później pierwsi będą im potrzebni. Nie wchodzą więc sobie w drogę.

I to już koniec. Jeśli wszystko poszło dobrze, w zamian za jeden studolarowy banknot dostaniesz pokaźną stertę mamony, którą z trudem zmieścisz po kieszeniach. Gdy pierwszy raz wymieniałem pieniądze na granicy byłem w lekkim szoku, gdy kilka kirgiskich banknotów zamieniło się w harmonijkę pieniędzy. W stolicy szczęka opadła mi po wymianie 100 dolarów, po której wzbogaciłem się o ponad ćwierć miliona sumów – było tego dokładnie 260 szarozielonych banknotów, z trudem mieszczących się w dłoniach. Radość z posiadania takiej sumy jest jednak krótka: podczas zakupów zakupów schodzą one w szybkim tempie. Jeden rachunek w restauracji lub bilet na pociąg może oznaczać, że taka „harmonijka” zmniejszy się o połowę. Milionerem w Uzbekistanie jest się, niestety, bardzo krótko.

Problemem może być co innego: zdobycie waluty na miejscu, gdy zabraknie Ci pieniędzy. W lokalnych bankach dolarów kupić nie sposób – można je tylko sprzedać. Wyjątkiem jest Bank Narodowy Uzbekistanu. W takich sytuacjach z pomocą przychodzą nieliczne bankomaty wypłacające dolary. Znajdziesz je w centrum stolicy, w hotelu „Dedeman” i „Uzbekistan”, choć w czasie mojego pobytu działał tylko ten drugi. Wypłacone tam dolary wymieniłem potem bez problemu na bazarze. Uratować Cię mogą kantory działające w tych hotelach oraz niektóre banki, gdzie wypłacisz pieniądze używając terminala kart kredytowych. Oczywiście – po oficjalnym, złodziejskim kursie. Ostatecznie zostaje pomoc rodziny i „Western Union”.

W czasie mojego pobytu tutaj, za 1 dolara dostawałem 2600 – 2700 sumów. Oficjalny kurs wynosił 1940 sumów za dolca – o jedną czwartą gorszy. Największy banknot Uzbekistanu jest więc warty mniej niż 40 centów amerykańskich. I to w kraju który bynajmniej nie jest tani. Od początku pobytu tutaj męczyło mnie jedno pytanie: dlaczego żadnemu z polityków nie przyszło do głowy, aby zaproponować denominację suma lub, co tańsze, wprowadzenie większych nominałów? Przecież dodanie do istniejących banknotu 10 i 50 tysięcy zaoszczędziłoby mnóstwa kłopotu przy każdym zakupie. Wyjaśnienia udzielił mi Polak pracujący w Taszkencie. Logika jego wytłumaczenia wstrząsnęła mną do głębi i ukazała jeszcze jedno ironiczne oblicze tego państwa: istniejące pieniądze mają tak niską wartość, by nikomu nie opłacało się ich fałszować.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (1)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
Mietek
Mietek - 2014-02-11 15:54
"gdy kilka kirgiskich banknotów"
- zatem kirgijska forsa tez sie wymienia?

Bylem tam za czasow rubla - gorzej bylo z poruszaniem sie.
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013