Po opisaniu naszej jednodniowej przygody w Birmie i zrobionego wówczas „visa-run” otrzymaliśmy pytanie: jak to w końcu jest z tą wizą do Tajlandii? Kraj, nie da się ukryć, jest popularnym celem wyjazdowym Polaków, tymczasem zasady regulujące wydawanie wiz są tu dość zagmatwane. Zasięgnąwszy języka u mieszkających tu osób i na podstawie własnego doświadczenia postanowiliśmy opisać temat.
1. Zgodnie z zarządzeniem tajskiego MSZ obywatele Polski (i większości państw Europy) po przylocie do Tajlandii samolotem otrzymują na lotnisku miesięczną wizę bezpłatnie. Taki przepis obowiązuje od marca 2011. Żadnych formalności, wizyt w ambasadzie, nic. Na tajskim lotnisku otrzymasz po prostu stempelek ważny na 30 dni. To miłe, że władze tego kraju doceniły wreszcie Polaków jako turystów, uznając, że także nas warto przyciągnąć. ALE – zdarza się, że gorliwi strażnicy żądają przy wjeździe biletu na powrót do kraju. Jeśli takowego nie posiadasz, weź z nas przykład i za pomocą edytora Word stwórz sobie fałszywkę. My robiliśmy to już dwukrotnie, na użytek indyjskich ambasad w Teheranie i Katmandu. Urzędnik nie ma żadnej możliwości jego weryfikacji.
2. Wprowadzenie darmowych wiz dla Polaków narobiło przez pewien czas zamieszania wśród podróżujących do Tajlandii. Dopiero kilka tygodni później sprecyzowano, że chociaż za wizy płacić już nie musimy, to na lądowych przejściach granicznych otrzymujemy wizę na pobyt jedynie dwutygodniowy. A więc przyjeżdżając tu lądem z Laosu, Kambodży, czy Malezji, możesz zostać tylko na 14 dni.
3. Jeśli zamierzasz spędzić w Tajlandii więcej niż 14 czy 30 dni, do wyboru są dwa rozwiązania. Pierwsze – zrób, podobnie jak my, ważną na 60 dni wizę turystyczną. Jej otrzymanie nie powinno przysporzyć kłopotów, np.: w tajskim konsulacie w Georgetown (Malezja) odebraliśmy ją już w dniu złożenia wniosku, a wiza kosztowała nas około 110 złotych.
Drugim rozwiązaniem jest opisany już przez nas „visa-run”, czyli krótki wypad do sąsiedniego kraju, pod koniec ważności Twojej wizy. Po powrocie otrzymuje się pozwolenie na kolejny pobyt. Jeśli przemieszczasz się lądem, taka procedura daje Ci kolejnych 14 dni na zwiedzanie Tajlandii. Mówi się, że tę procedurę można powtarzać tyle razy, ile potrzeba, jednak tutejsze przewodniki informują, że były przypadki, że przy czwartym „powrocie” do Tajlandii, niektórym osobom odmawiano prawa wjazdu do kraju.
5. Trudno jest przedłużać pobyt w Tajlandii w nieskończoność, choć niektórym się to udaje. Jeśli zakochałeś się w tym kraju, możesz w zagranicznej ambasadzie starać się o wielokrotną wizę ważną przez rok. Mając ją, otrzymujesz prawo pobytu w Tajlandii przez 3 miesiące. Po tym czasie musisz wyjechać z kraju i pozostać poza jego granicami przynajmniej na kolejne 3 miesiące, zanim do niego wrócisz. Jeśli zaczniesz Twój ostatni pobyt tuż przed utratą ważności takiej wizy, otrzymujesz bonus w postaci dodatkowych 3 miesięcy. Łącznie wiza będzie więc służyła przez 15 miesięcy. Nie dostaniesz jej na granicy, ale można prosić o nią w ambasadach w Europie, Stanach lub Australii.
6. W tym miejscu kończy się turystyka, zaczyna zaczyna się prawdziwe życie w tropikach. Czy można, zakochawszy się w Tajlandii na zabój, osiedlić się tu na stałe? Tak! Trzeba jednak taki pobyt powiązać z jakąś pracą. Co może robić cudzoziemiec w Tajlandii?
Okazuje się, że… niewiele. Tutejsze prawo bardzo mocno chroni rodzimy rynek, zabraniając nie-Tajom pracy w sektorze rolniczym, budowlanym, transportu, rękodzieła. Przykład tysięcy przybyszów z Zachodu pokazuje, że najłatwiej zatrudnić się jako nauczyciel lub pośrednik nieruchomości. Można też założyć własny biznes, tajskie prawo faworyzuje jednak rodzimych obywateli, zwalniając ich z niemal wszystkich podatków. Zagraniczny przedsiębiorca ma więc dużo gorzej już na starcie. Aby uczyć języka potrzebujesz tylko dyplomu wyższej uczelni lub certyfikatu potwierdzającego kwalifikacje nauczyciela (w przypadku angielskiego jest to tzw. TEFL).
Jeśli znajdziesz już wymarzoną posadę, Twój pracodawca pomoże Ci w uzyskaniu pozwolenia, jakim jest „Non Imigrant Visa”. Mając ją w paszporcie stajesz się de facto rezydentem Tajlandii. Wizę taką trzeba co pewien czas odnawiać (najczęściej co rok), ale jej cena, w porównaniu ze zwykłą turystyczną, nie jest wysoka.
„Non Imigrant Visa” może otrzymać także osoba ucząca się w Tajlandii lub pragnąca zostać mnichem (to nie żart!). Pomyśl o tym! Problemy językowe mogą być z początku bolesne, ale tajscy mnisi po zakończeniu nowicjatu nie pracują, są utrzymywani przez wiernych i otaczani dużym szacunkiem.
7.Na koniec zdanie ostrzeżenia. Samowolne przedłużenie pobytu w Tajlandii kosztuje około 50 złotych (500 bathów) kary za każdy dzień. Kilka dni nie jest zazwyczaj problemem – opłatę można wnieść na każdym przejściu granicznym i lotnisku. Jednak już kilkutygodniowa „samowolka” może Cię kosztować aresztowanie, deportację lub utratę możliwości ponownego podróżowania do Tajlandii.
Skomplikowane? Wcale nie, szczególnie w „zwyczajnych – turystycznych” przypadkach :)