Minął rok odkąd wyruszyliśmy w podróż. Sądzimy, że to świetny moment, żeby udzielić wywiadu. Jednak nikt nie chciał go z nami przeprowadzić. Dlatego też zdecydowaliśmy, że udzielimy go sobie sami. Każde z nas, oddzielnie wymyśliło kilka pytań do drugiej osoby. Oto rok w podróży w pytaniach i odpowiedziach.
Łukasz pyta Olę
Łukasz: Najbardziej niezwykły moment podczas ostatniego roku.
Ola: Było wiele niezwykłych momentów. Jeżeli jednak mam wytypować jeden z nich, to momentalnie myślę o tym etapie trekingu dookoła Dhaulagiri, kiedy zeszliśmy z Przełęczy Francuzów i kierowaliśmy się w stronę Ukrytej Doliny. Chwila, w której nagle chmury zaczęły szaleć nad górami dookoła nas. Pomyślałam wtedy, że to chyba najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widziałam. Do tego wysokość, zimne powietrze, słońce, zupełna pustka i cisza. I to, że mieliśmy to miejsce tylko dla siebie.
Ł: Najbardziej niezwykła osoba spotkana po drodze.
O: Ojciec Paulo z klasztoru Deir Mar Musa w Syrii. Jak dla mnie uosobienie człowieka niezwykłego.
Ł: Czego najbardziej lubisz doświadczać w długiej podróży?
O: Wydaje mi się, że to pytanie należałoby przeformułować. Kiedyś myślałam, że wyjazd na dwa miesiące, jest długi. Teraz już tak nie myślę. Na wyjazdy miesięczne czy dwumiesięczne zdarzało mi się wyjeżdżać wcześniej, w tak długą podróż nigdy. Nie mogę więc powiedzieć, czego lubię doświadczać w długim podróżowaniu, bo doświadczam tego wszystkiego po raz pierwszy. Jak widzisz, Twoje pytanie zmusiło mnie do głębszej refleksji :) Myślę, że teraz, po roku w podróży mogę powiedzieć co mi się podoba na tym etapie. Oczywiście podoba mi się to, czego doświadczam również w ciągu np.: dwóch tygodni w polskich górach, a nie tysiące kilometrów od domu – czyli zupełne odcięcie się od naszej rzeczywistości, która każe nam gonić nie wiadomo w sumie za czym, być pięknym, chudym, sexy, itp. Gdy w jakimś hotelu czy knajpce biorę do ręki kolorową gazetę i widzę reklamy np.: środków na odchudzanie, kremów antyzmarszczkowych, czy najlepszych fasonów klapek na plażę, to jest to dla mnie zupełna, chora abstrakcja. Takie podejście, czyli tak naprawdę przewartościowanie można mieć i po krótszej podróży lub i nigdzie nie wyjeżdżając. Myślę jednak, że to poczucie „odcięcia się” umacnia się w człowieku proporcjonalnie do czasu bycia w drodze. Przynajmniej ja tak mam i to mi się podoba. Jednak tym, co mnie cieszy chyba najbardziej po roku podróżowania, jest poczucie niezmarnowanego czasu. Przed wyjazdem wielokrotnie zdarzało mi się zadumać stwierdzając, że już minął rok od czegoś tam, minął rok, a ja ciągle jestem na tym samym etapie i w sumie to w moim życiu nie wiele się zmieniło. Teraz nie mogę tak powiedzieć! Minął rok, bardzo wiele się zdarzyło i nie żałuję! Ten rok to był świetny czas!
Ł: Miejsca, po których nie spodziewałaś się niczego dobrego, a które okazały się pozytywnym zaskoczeniem.
O: Było wiele „małych” miejsc, po których nie spodziewałam się niczego dobrego, jeżeli jednak mam powiedzieć ogólnie, to zdecydowanie Indie. To nie jest wcale zawsze łatwy i przyjemny kraj, ale jak dla mnie pozostaje najlepszym pozytywnym zaskoczeniem w tej podróży!
Ł: Co cię najbardziej wnerwia?
Budzenie Cię.
Stwierdzenie „to trzeba zobaczyć”.
Płatne kible.
Zakaz deptania trawników.
Ludzka tępota.
A, ale Ty pytasz „co najbardziej” a ja tu się w drobiazgach rozpisuję :)
Tak naprawdę są dwie rzeczy, które mnie wnerwiają, pierwsza bardzo często, druga zależnie od kraju.
Pierwszą rzeczą jest traktowanie mnie „źle” tylko i wyłącznie z powodu koloru mojej skóry. Nie znoszę sytuacji, gdy dla mnie zawyża się ceny, gdy się mnie oszukuje, gdy wciska mi się kit lub chłam, gdy jestem białym, czyli śmieciem – idiotą – ale i pieniądzem. Bo to ostatnie przecież jest najważniejsze. Nie znoszę tych sytuacji, szczególnie że ja na wyjściu wszystkich traktuję tak samo, każdy jest dla mnie równy, tak samo ważny… W takich sytuacjach często też zadaję sobie pytanie, czy powinnam mieć żal do tego człowieka, który mnie tak traktuje (uważam, że mimo wszystko powinnam), czy mieć bardziej pretensje do „białych”, którzy swoim brakiem myślenia, a pełnymi portfelami do takich sytuacji doprowadzają…
Kolejną kwestią, która mnie prawdziwie wnerwia ale nie wszędzie, jest traktowanie mnie „źle” tylko i wyłącznie dlatego, że jestem białą kobietą. To dotyczy szczególnie krajów muzułmańskich, które tak naprawdę bardzo lubię, ale zdarzają się w nich mężczyźni, których za samo spojrzenie mogłabym posądzić o molestowanie. Denerwuje mnie też to, że wobec swoich kobiet nigdy by nie śmieli źle się zachować, wobec mnie jak najbardziej. Nie szkodzi, że to ja wyglądam jak „zakonnica”, a irańska dziewczyna jak lafirynda, którą można by na warszawskiej ulicy wziąć za prostytutkę…
Ł: Gdybyś znalazła na swojej drodze polską knajpę (załóżmy, że jakiś wariat zbudował taką w samym sercu Indochin) i możesz poprosić o jeden posiłek (2 dania + deser) to co byś zamówiła?
O: Skoro pytasz, to odpowiem, choć podkreślę, że nie mam w sobie permanentnej tęsknoty za polskim jedzeniem. Włącza mi się to w miejscach, gdy jedzenie jest słabe i monotonne. Na razie więc nie mam takiej silnej potrzeby, ale skoro mogłabym coś polskiego zamówić, to chciałabym:
- zupa: barszcz czerwony z botwinką. (Tak mnie teraz naszło, choć przed wyjazdem moja ulubioną zupą był żurek),
- drugie: bitka wołowa i ziemniaki, surówka obojętnie jaka, może być sałata ze śmietaną,
- deser: szarlotka z pianą z białek i kruszonką. Najlepiej na ciepło z lodami lub bitą śmietaną.
Do tego poproszę czarną herbatę z cytryną (cytryną, nie limonką:), bez cukru.
Ł: Czy byłabyś gotowa skończyć podróż i osiąść w jakimś miejscu na stałe? Jakie to musiałby być miejsce?
O: Jak na razie to planuje osiąść w Polsce. Ale jak ten plan potwierdzi rzeczywistość, to się zobaczy.
Gdyby jednak ktoś mi teraz powiedział: Olu, nie możesz wrócić do Polski. Masz tu jednak dziecko milion dolarów :) , za które musisz osiąść w którymś z miejsc, w których w ciągu ostatniego roku byłaś – to myślę, że zostałabym w Kambodży, w mieścinie Kampot.
A jakie to ma być miejsce? Takie, gdzie będę miała coś do robienia i gdzie nie zabraknie mi spotkań z bliskimi i przyjaciółmi. Mogłabym więc zostać w Kambodży, żeby tylko ktoś mnie tam odwiedzał…
Ł: Twoja kolejna (lub wymarzona) podróż to…?
O: Bardzo bym chciała, żeby kolejna podróż zależała bardziej ode mnie niż od innych, żebym podczas niej była też wielokrotnie zdana na siebie oraz niezależna. Żebym miała własny środek transportu – najlepiej rower. Marzą mi się Stany Zjednoczone – obowiązkowo z odwiedzeniem Alaski oraz Kanada.
Ł: Jedno zdanie jakie przekazałabyś tym, którzy chcieliby wyruszyć w podobną drogę.
O: Wolałabym takie zdanie przekazać np.: pół roku po zakończeniu tej podróży. Ale skoro tak to wymyśliłeś, to myślę, że może to być coś takiego:
“Jeżeli naprawdę chcesz wyjechać w podobną podróż, to zrób wszystko co w Twojej mocy, żeby do tego doszło, a już w samej drodze przekonasz się, że to co wydawało się trudne lub wręcz niewykonalne, jest takim tylko i wyłącznie z perspektywy fotela w Twoim mieszkaniu”.
Ola pyta Łukasza
Ola: Najlepsza potrawa jaką jadłeś w ciągu ostatniego roku?
Łukasz: Było ich kilka, większość w krajach muzułmańskich. Kolacja u Lukmana, przewodnika po świątyni jezydów. Obiady u naszych irańskich znajomych. Humus w Bejrucie. No i jako szczytny wyjątek spoza kuchni islamu: jednodolarowe thali w Gudżaracie, to ostatnie z dodatkowym plusem dla gospodarza.
O: Podróżowanie – czym ono jest dla Ciebie?
Ł: Podróżowanie to nie oglądanie tych samych „atrakcji” do których ciągną wszyscy. To nie wieczorne piwo w restauracji, w towarzystwie innych „podróżników”. To nie zaliczanie 10 stolic w miesiąc, jak czasem robią jeżdżący po Europie. To także nie wycieczka dokoła świata, w której „połyka się” kolejne miejsca bez żadnej refleksji nad nimi.
O: Podróżowanie to przede wszystkim stan ducha. To wniknięcie w tkankę miejsca, w którym się jest i poznanie go od środka. To zrozumienie praw jakimi rządzi się takie miejsce. Można wyjechać na drugi koniec świata i nie nauczyć się niczego. Można też nigdy nie wychylić nosa z Polski i zdobyć wielkie doświadczenie, widząc, jak żyją nasi rodacy. Kto powiedział, że tatarscy muzułmanie z Podlasia wiodą życie mniej interesujące i warte uwagi niż Tuaregowie z Sahary? Na zdjęciach ci drudzy będą wyglądać bardziej egzotycznie, ale obie te grupy mogą nas nauczyć przekazać równie wiele.
Dla mnie podróż to jechanie po bandzie. To przekraczanie granic, o które inni się tylko ocierają. To docieranie do miejsc, w których życie toczy się prawdziwie, a nie na pokaz. Takie przygody jak pobyt w irackim i tureckim Kurdystanie czy trek wokół Dhaulagiri są tym, jak wyobrażam sobie podróż.
O: Co jest dla Ciebie najciekawsze w podróżowaniu (tylko nie pisz, że spotkania z ludźmi…)
Ł: Nie same spotkania, ale to co się za nimi kryje – zrozumienie. To dla mnie najważniejsze.
Podczas tej podróży odkryłem też, że fascynuje mnie sposób, w jaki okazujemy nasza wiarę. Modlący się muzułmanie, buddyści okrążający stupy i kręcący młynkami, hinduiści modlący się w Waranasi – to coś co pociąga mnie, odkąd opuściliśmy Europę.
O: Jak chciałbyś, żeby wyglądał kolejny rok tej podróży?
Ł: Chciałbym, będąc w krajach takich jak Tajlandia czy Malezja, znaleźć mimo wszystko miejsca autentyczne. To mi wystarczy.
O: Czy myślisz o tym, co będzie po powrocie?
Ł: Tak. Ale bez strachu. Myślę czasem, jaka praca po naszym powrocie byłaby najlepsza. Najchętniej zostałbym darmozjadem, zajmującym się planowaniem kolejnych wyjazdów w świat. Ta podróż pokazała mi kilka razy, że czasem warto zostawić pewne sprawy swojemu biegowi i chyba tak właśnie zrobię z powrotem do kraju.
O: Największe rozczarowanie. Czy było coś, co Cię rozczarowało w tej podróży? Miejsce, do którego nie chciałbyś wracać?
Ł: Paradoksalnie Wietnam – kraj poprawny i nawet ciekawy, ale w którym absolutnie nic mnie nie zaskoczyło. Było tam ładnie, czasem bardzo. Ale nie było ani jednego miejsca w którym stanąłbym i powiedział: “O rany!”. To chyba pierwszy taki kraj od początku naszej drogi. Mam nadzieję, że nie oznacza to, że moja wrażliwość na piękno została stępiona. Ale im dłużej jedziemy przed siebie, tym dłuższa staje się lista miejsc, do których chciałbym wrócić! Gdybym chciał je wymienić wyszedłby z tego długi artykuł…
O: Czytasz blogi, relacje z podróży, od roku spotykasz różnych podróżników. Czy jest coś, co Cię w tym wszystkim śmieszy?
Ł: Rzadko kiedy. Każdy z nas ma prawo do autentycznego przeżywania miejsc, w których jest nawet jeśli trafia tam jako jeden z tysięcy gości. Jeśli jednak próbuje kreować się na ich odkrywcę, to zaczyna być to śmieszne.
O: Czy ta podróż Cię zmienia?
Ł: Tak, choć na razie trudno mi opisać w jaki sposób. Na pewno nie przewartościuje ona całego mojego sposobu myślenia. Raczej pozwoli patrzeć na pewne sprawy z dystansem, na inne poważniej. Przejście Łuku Karpat, siedem lat temu, pchnęło moje życie na zupełnie inny tor, jednak ta zmiana zadziała się powoli. Może tu będzie tak samo?
O: Nie wolałbyś podróżować sam?
Ł: Czasami. Tylko jak mnie bardzo wkurzasz. Ale w takiej podróży jak ta, kiedy poznaje się nowe miejsca, obecność drugiego człowieka pozwala ogarnąć ten cały chaos, potocznie zwany światem zewnętrznym. Nawet jeśli czasem musimy iść na kompromis.
O: Odnalazłeś Shangri-la?
Ł: Czasem, w pewnych miejscach, wydaje mi się, że ją odnalazłem. I znowu, nie wiedzieć czemu, jako pierwsza przychodzi mi do głowy Dhaulagiri. Albo pobyt w Gudżaracie. Lub też klasztor Deir Mar Musa w Syrii. Spokój, równowaga, wyciszenie – chyba tego właśnie szukam.
Z tego wszystkiego wychodzi pewnie, że jestem odludkiem, co? No, pewnie tak jest, nic nie poradzę.
A może Ty masz do nas jakieś pytania? Zadaj je nam w komentarzu, a postaramy się na nie odpowiedzieć!