Geoblog.pl    shangrila    Podróże    Droga do Shangri-la    Najdziwniejsza zmiana warty
Zwiń mapę
2011
05
mar

Najdziwniejsza zmiana warty

 
Indie
Indie, Atāri
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13465 km
 
Jest na granicy Indii i Pakistanu miejsce, gdzie zamknięcie granicy jest czymś więcej niż tylko codzienną rutyną. każdego dnia od lat odbywa się tu przedziwna ceremonia, mająca podkreślić patriotyzm obywateli obu krajów. Codzienne zamknięcie granicy z Pakistanem urosło do rangi atrakcji turystycznej, przyciągającej setki widzów. Podkreśla ono narodowego ducha obecnego wśród obywateli i jest świadectwem trudnych stosunków dzielących dwa sąsiadujące ze sobą kraje.

Lahore opuściliśmy wczesnym rankiem. Tuż obok dworca kolejowego znaleźliśmy ogrodzony blachą teren mający w domyśle służyć za terminal autobusowy. W stronę granicy indyjskiej odjeżdżał autobus „4”. 20-kilometrowy kurs do przejścia kosztował nas po 25 rupii pakistańskich, a więc niespełna złotówkę. Kilka kilometrów przed granicą należało przesiąść się w motorikszę, która dowiozła nas pod sam terminal.

O jedynym przejściu pakistańsko-indyjskim krążą wśród podróżników legendy. Autorzy licznych relacji z tego miejsca przeklinają powolność służb granicznych i skłonność do wyciągania pieniędzy pod pretekstem wymiany waluty, po złodziejskim kursie rzecz jasna. Nasz ten ostatni problem nie dotyczył. Opuszczając Pakistan dysponowaliśmy 500 rupiami, co stanowi równowartość około 7 dolarów. Tyle zostało nam z grubego pliku banknotów z którym sześć tygodni temu wjeżdżaliśmy do Iranu. Na granicy woleliśmy jednak pojawić się wcześnie, na wypadek gdyby pogranicznicy obu stron nie byli w nastroju do pracy.

Ku naszemu zaskoczeniu przekroczenie granicy odbyło się niemal błyskawicznie. Kontrola paszportu, niedbałe prześwietlenie bagażu i spisanie danych osobowych po stronie pakistańskiej i już maszerowaliśmy w stronę bramy, po obu stronach której prężyli się żołnierze obu krajów. Jeden krok przez białą linię na asfalcie i już nasze paszporty sprawdzał ubrany na zielono Hindus. Potem kolejna kontrola, wypełnianie deklaracji celnej, oddanie deklaracji ostatniemu urzędnikowi, koniec. A więc jesteśmy w Indiach.

Krajobraz właściwie się nie zmienił. Po stronie indyjskiej czekało na nas kilka przydrożnych barów, riksze i tłum tragarzy gotowych zanieść nasz bagaż do taksówki lub samochodu. Tych ostatnich łatwo poznać po granatowych bluzach i mosiężnych numerkach noszonych na ramionach. Z ich usług nie zamierzaliśmy jednak korzystać, postanowiliśmy bowiem zaczekać na ceremonię zamknięcia granicy. Właściciel jednego z barów pozwolił nam zostawić plecaki u siebie. Zrobiliśmy to, choć z pewną obawą.

Około czwartej po południu przed wejściem na teren indyjskiego terminalu uformowała się wielka kolejka kilkuset osób. Prawdopodobnie w obawie przed zamachem, na ceremonię zamknięcia nie wolno wnosić żadnych bagaży. Nawet aparaty i obiektywy musieliśmy dźwigać po kieszeniach. Kobiety i mężczyźni, w osobnych kolejkach, byli przeszukiwani i wpuszczani na drogę prowadząca do bramy. Tuż za punktem kontroli zaczynał się wyścig o najlepsze miejsca. My na szczęście mogliśmy iść spokojnie, gdyż obcokrajowcy mogą uczestniczyć w tej zabawie na specjalnych warunkach. Po okazaniu paszportów otrzymaliśmy miejsca na galerii dla VIP-ów, w miejscu zarezerwowanym dla turystów. Wokół nas szybko gęstniał tłum Hindusów przybyłych na ceremonię.

Jeszcze przed rozpoczęciem części oficjalnej usłyszeliśmy nagle krzyk na trybunach. Środkiem drogi prowadzącej do bramy biegły dwie kobiety, dzierżące w dłoniach flagi Indii. Z początku wyglądało to na wybryk, spontaniczny objaw patriotyzmu, ale już po chwili drogą biegły dwie następne i jeszcze kolejne… Wystarczyło przyjrzeć się bliżej by zobaczyć, że w kolejce do biegu czeka ich kilkanaście, a nad ich zmianą czuwa ubrany na biało „mistrz ceremonii”. Wszystko było reżyserowane, co nie umniejszało entuzjazmu tłumu. Chwilę później z głośników rozległa się żwawa muzyka disco. Usłyszawszy to młodzi Hindusi wybiegli przed trybuny i zaczęli skakać w jej rytm. Dziewczyny i chłopcy w osobnych grupkach. Segregacja płci w Indiach jest częsta, także trybuny podzielone były na osobne sektory dla kobiet i mężczyzn.

Ale oto muzyka przycichła i zaczęła się część oficjalna. Przed budynek straży wyszła warta, ubrana w galowe mundury. Hinduskich żołnierzy widać z daleka dzięki charakterystycznym czapkom z czerwonymi wachlarzami. Na froncie dwie kobiety w czarnych beretach, zamiast karabinów dzierżące czarne pałeczki. „Mistrz ceremonii” przysunął mikrofon do twarzy dowódcy, ten zaś wydał z siebie dźwięk przypominający długie „beeeee…”. Na ten sygnał dwie kobiety żwawym krokiem podbiegły do bramy. Chwilę później rozległo się kolejne „beeeee…” i żołnierze dwójkami zaczęli okrążać przestrzeń położoną między trybunami. Ubrany na biało mężczyzna zagrzewał tłum do kibicowania, z widowni co chwilę odpowiadał mu krzyk.

To samo działo się po drugiej stronie bramy, gdzie na podobnej galerii zebrał się nieco mniej liczny tłum Pakistańczyków. Brodaty mężczyzna z flagą tego kraju skutecznie zagrzewał swoich rodaków do bitwy na głosy. Gdy tylko z drugiej strony bramy rozlegało się zawołanie, Hindusi wznosili okrzyk „Hindustan Zindabad!” (Niech żyją Indie!). Ich przeciwnicy nie pozostawali im dłużni i już po chwili rozlegało się z drugiej strony „Niech żyje Pakistan!”. Każda strona starała się zagłuszyć drugą.

Już po chwili warta dokonująca zamknięcia bramy stała w szyku przed trybunami. Na hasło dowódcy kolejne dwójki maszerowały na miejsca. Cóż to był jednak za marsz! Ich buty, łupiąc głośno o asfalt, wylatywały do góry, zderzając się prawie z czerwonymi pióropuszami na ich głowach. Przypominało to pamiętne „Ministerstwo Głupich Kroków” w wykonaniu grupy Monty Pythona, choć twarze wojaków wyrażały całkowitą powagę i przekonanie o słuszności tego przedstawienia. Pakistańczycy, ubrani na czarno, wykonywali po drugiej stronie identyczne gesty i maszerowali w ten sam groteskowy sposób. Wyglądało na to, że pomimo dzielącej oba kraje skrywanej wrogości, spektakl został opracowany w ścisłym porozumieniu między obiema stronami.

Kiedy cały oddziałek Hinduskiej straży znalazł się już przy bramie rozległ się dźwięk trąbki, a pilnujący porządku żołnierze kazali wszystkim wstać. Obie flagi, indyjska i pakistańska, opuszczane były z identyczną prędkością, a gdy niemal sięgnęły ziemi w ciągu kilku sekund zostały złożone. Śmiertelnie poważny dowódca, w asyście swoich podwładnych, przeniósł ją na wyciągniętych ramionach do budynku straży, by czekała na poranek następnego dnia. O 10.00 czasu indyjskiego, granica jest otwierana. Wtedy jednak wszystko odbywa się w ciszy i nie towarzyszy temu żadna pompa.

Po zamknięciu bramy tłum wyszedł na drogę. Dziwne było obserwowanie Hindusów, głównie młodych, z gorączką w oczach, machających flagami, na całe gardło krzyczących „Hindustan Zindabad!”. Chcieliśmy podejść do kogoś z nich i zapytać czy czują nienawiść do Pakistańczyków i po co przyjechali na tą ceremonię, ale w końcu nie zrobiliśmy tego. Twarze wielu ludzi wokół nas mówiły jednak same za siebie. I chociaż Pendżab, region podzielony między Indie i Pakistan w 1947 roku, zamieszkują ludzie mający wspólne korzenie, wrogość rozpętana przez wojnę sprzed pół wieku jest tu nadal żywa. Wieczorem opuściliśmy przejście. Nasze plecaki bezpiecznie czekały na nas u indyjskiego sklepikarza i udaliśmy się do Amritsar.

PS. Na zakonczenie chcieliœmy Wam przekazac, ze dotarlismy do celu naszej podrózy. W pakistañskim Lahore odkryliœmy nasza Shangri-La. Znajdowala sie na boku pewnej ciezarówki w centrum miasta… (ostatnie zdjecie :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
! Możliwość dodawania komentarzy do tej podróży została wyłączona przez właściciela profilu
zula
zula - 2011-03-05 14:36
Pełne uznanie i radość ,że cel osiągnięty,
Hurrr...a Shangri-la !!!!
 
 
shangrila
Oli i Łukasza podróż wokół Azji
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 179 wpisów179 371 komentarzy371 1073 zdjęcia1073 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
25.09.2010 - 30.01.2013